Jedziemy ponad 8h. Jeden z kierowców szarpie autobusem jakby woził ziemniaki i dwa razy najeżdża na krawężniki. Dojeżdżamy z pół godzinnym opóźnieniem. Warszawa Zachodnia w kontrascie do Berlińskiego dworca dalej odstrasza. Wokół mnóstwo panów w dresach i ludzi z Ukrainy, którzy przesiadają się jadąc z zachodu na Ukrainę. Przyjazd do Polski świętujemy lodami w Macu, który okazuje się, że nie ma toalety. 'Ja wiem, że to jest niezgodne z prawem' - mowi obsługujaca pani - 'jeśli pani chce mogę poprosic tu kierownika zmiany'. Darujemy to sobie i wracamy czekać na autobus na halę dworcową. Na hali zimno, ale na zewnątrz jeszcze zimniej i wieje. O 20:30 wsiadamy do flixbusa. W środku cieplutko, niewiele ludzi. Bilety sprawdza młoda dziewczyna. Po pół godzinie dojezdzamy na Okęcie podebrać stamtad pasazerów. Dziewczyna z obsługi stoi akurat przy środkowych drzwiach koło naszych siedzeń. Nagle krzyczy: Ja tu czuję, że ktoś w autobusie konsumuje jakiegoś fastfooda, proszę państwa to nie jest bar, proszę wyjśc na zewnątrz. My jemy akurat wyciągniętą kanapkę na zimno z rzodkiewką i wege-wędliną, ktora raczej nie pachnie na cały autokar. Patrzymy na nią ze znakiem zapytania w spojrzeniu. Dziewczyna chyba widzac to odpuszcza. Chyba ma mega wyczulony węch, no i ten ochrzan w stylu: witamy w Polsce :D