Dojeżdżamy do Berlina, wychodzimy z dworca i na początek idziemy coś zjeść. Ławka nad rzeką jest do tego świetna. Robimy kanapki i zjadamy gotowane jajka. Jest chłodno i wieje zimny wiatr. Ruszamy na zwiedzanie. Najpierw oglądamy Reichstag, potem Bramę Brandenburską, potem idziemy ulicami wzdłuż dawnego Muru Berlińskiego i oglądamy wystawę muzeum o historii Berlina od lat 30tych do 60tych. Potem oglądamy plac z dwomo kościołami: francuskim i niemieckim. Plac jest w remoncie więc tylko trochę udaje się zobaczyć. I na koniec idziemy ulicą Bernauer Strasse gdzie też jest sporo pozostałości Muru Berlińskiego i sporo historii z nim związanych. Przed 19tą przychodzimy do Nasty. Nasta to moja wieloletnia koleżanka z Grecji. Poznałam ją 17 lat temu gdy gościła mnie przez prawie 2 tygodnie w Thessalonikach. A razem ze mną 15 innych couchsurferów, bo Nasta przez 3 lata miała otwarty dom gdzie dościła po 10-20 osób każdej nocy - była dla mnie pierwszą inspiracją do takiego typu goszczenia ludzi. Teraz Nasta mieszka w Berlinie od 7 lat i ma 6letniego syna. Pracuje jako opiekunka do dzieci dla greckich rodzin i jest w tym świetna. Jej mieszkanie ma ściany pomalowane dzieciecą twórczością i jest pełne książek dla dzieci i zabawek. Troszkę rozmawiamy, a potem wszyscy zmęczeni szybko idziemy spać.
17 kwietnia
Wysypiamy się, poranne rozmowy, jemy śniadanie i idziemy na zakupy do Lidla. Potem trochę odpoczywamy i na 16tą idę z Nastą do szkoły po jej syna, a Paweł robi w tym czasie obiad. W szkole jest wystawa robionego z różnych materiałów przez dzieci 'miasta przyszłości'. Poznaję też Polkę, która jest koleżanką Nasty i jej dzieci chodzą do klasy z synem Nasty. Wracamy do domu i jemy wypasiony obiad. Ziemniaki, warzywa uduszone w sosie i mizeria. A potem robimy deser: pomarańcze, kiwi, banany, jabłka, truskawki i winogrona w sosie-puddingu waniliowym. Potem Nasta jedzie załatwić swoje rzeczy, a my zostajemy z jej synem, który pokazuje nam swoje książeczki. Potem bawimy się lego. Nasta wraca, a my się bawimy dalej. Syn Nasty daje nam malutkiego pająka-lego - będzie kompan dla Eddiego :) Wieczorem (jak codziennie) Nasta długo czyta książkę swojemu synkowi, a my pakujemy się, robimy kanapki na jutro i idziemy spać.
18 kwietnia
Ostatni dzień naszej 9-cio miesięcznej wyprawy. Jak to dziwnie brzmi :D Rano wchodzimy do kuchni, a Nasta daje nam dwa talerze z pieknymi, kolorowymi omletami: 'Proszę, to śniadanie dla Was'. Po śniadanku żegnamy się i ruszamy na najbliższą stację S-bahn. Bilet kosztuje 3,5eur. Kupujemy w maszynie i kasujemy w kasowniku na peronie. Pociągi są co 5 minut wiec zaraz wsiadamy. Jedziemy trasą S42, ktora wiedzie dookoła ringu (obwodnicy). Po tej trasie jedzie S42 w jedną stronę i S41 w przeciwną. Oba pociągi "kręcą się w kółko" wokół Berlina. Bardzo szybko dojezdżamy na dworzec ZOB, z którego mamy flixbisa do Warszawy. Mamy jeszcze trochę czasu, więc siadamy w środku dworca który jest ogrzewany i nieśmierdzacy (w koncu). Wsiadamy do autobusu z polskimi kierowcami, ktorzy rzucają lekko sprośne dowcipy do jednej z pań - czujemy się już prawie jak w Polsce :D