Wjeżdżamy do Niemiec i niedługo potem dojeżdżamy do domu Ani i Rubena w Barkenberg koło Wulfen, koło Dorsten, niedaleko Essen ;) Mieszkają w bardzo zielonej, cichej okolicy i mają przepiękny, urządzony z klimatem dom. Mi szczególnie podoba się taras z basenem. Zamawiają dla nas wszystkich pizzę i jemy ją sobie na tarasie rozmawiając. Ania mówi abysmy brali co chcemy z lodówki, skrzyni z napojami i szafek ze słodyczami. Od początku robią atmosferę w której czujemy się bardzo swobodnie, jak w domu.
14 kwietnia
Zaczynamy dzień od prania. Mamy tu dużo miejsca, pralkę i suszarkę, więc czyścimy się z kanaryjskich pyłów. Pierzemy wszystkie śpiwory - dwa syntetyczne i dwa puchowe. Potem jedziemy z Anią i Rubenem na małą wycieczkę po okolicy. Oglądamy pobliski zamek na wodzie, spacerujemy po lesie. Las jest tak po polsku zielony, dawno takiego nie widzieliśmy więc spacer jest wielką radością. Zatrzymujemy sie też nad jeziorem i wracamy do domu. Ania robi obiadek, siedzimy i rozmawiamy przez popołudnie i wieczór. My zgrywamy i porządkujemy zdjęcia.
15 kwietnia
Dziś wyprawa tylko do odległego o 3km lidla bo chcemy robić domową pizzę. Potem robimy pizzę, a za oknem zaczyna mocno padać i cały wieczór jest zlewa. Uwielbiamy Rubena mówiacego wybrane słowa i żartującego po polsku. Wogóle mamy dużo fajnego czasu wszyscy razem. Ania i Ruben za kilka miesiecy planują sprzedać swój piękny dom i wyprowadzić się do Czarnogóry. Mają dużo marzeń i planów, a my im w tym bardzo kibicujemy.
Razem z nimi mieszka świetny piesek Fips, którego rozpieszczają i który jest bardzo cudownym pieskiem.
Spędzamy miły wieczorek na rozmowach.
16 kwietnia
Dziś wszyscy wstajemy bardzo rano, bo Ania i Ruben odwożą nas do miasta Essen na flix-train, pociąg do Berlina. Essen znaczy po niemiecku jeść/jedzenie, więc Ruben żartuje sobie, że jedziemy nach jedzonko. Jest zimno i deszczowo. No więc mówimy, że jedzonko jest zimne i czy można zamówić na ciepło. A że są godziny kiedy wszyscy dojeżdżają do pracy do Essen to są duże korki czyli po niemiecku 'stau' (ształ). No więc przypomina mi się od razu jak dawniej polscy kierowcy cieżarówek nazywali Niemcy: Ształlandia. I zaraz powstaje hasło: "Lets make Ształlandia great again" w kontekście projektujących drogi. Naszym pomysłom i żartom słowno-językowym nie ma końca. Ania i Ruben odprowadzają nas na dworzec i żegnamy się na peronie. Zapraszamy się na wzajem do siebie gdziekolwiek będziemy. Nasz pociąg przyjeżdża z 15 minutowym opóźnieniem, ale w środku jest sucho i czysto, więc jesteśmy zadowoleni. Do Berlina mamy około 4,5h jazdy.