2 kwietnia
Wstajemy po 5tej. W weekend była zmiana czasu, więc jest to środek nocy. Składamy namiocik i wracamy na dworzec autobusowy. Dziś kolejny dzień z całodniowymi biletami za 10 euro. Wsiadamy w autobus do Icod de los Vinos. Dojeżdżamy po 7mej i dalej jest jeszcze ciemno. Siadamy na dworcu i jemy kanapki. Kiedy się rozjaśnia idziemy zobaczyć najstarsze smocze drzewo (dracena smocza, smokowiec) na wyspie. Smocze drzewa rosną bardzo wolno i to stare wygląda inaczej niż młodsze osobniki, które spotykaliśmy w górach. Obok rośnie też piękny fikus. Spacerujemy po parku dookoła, a potem wracamy na dworzec autobusowy. Zaraz mamy autobus do Buenavista del Norte. Dziś jest piękna pogoda, Teide widać w pełnej krasie, bez żadnych chmurek. Ale szlaki na Teide od kilku dni są zamknięte, więc raczej nikt dziś nie cieszy się tym widoczkiem ze szczytu. Jedziemy autobusem podziwiając widoczki w kolorach porannego słońca. W tej okolicy jest wiele plantacji bananowych. W Buenavista jest malutki, ale bardzo zadbany dworzec autobusowy. Mamy ponad godzinę do autobusu do Punta Teno, więc w międzyczasie udajemy się na krótki spacerek po miasteczku. Malutkie, bardzo spokojne miasteczko. Autobus jedzie 20 minut wąską drogą przez tunele, klify, wysoko ponad skałami, nad oceanem. Droga jest bardzo widokowa. Wysiadamy na zachodnim przylądku wyspy. To jednocześnie najbardziej na zachód wysunięty punkt naszej wyprawy. Stąd widać piękne klifowe wybrzeże. Jest bardzo malowniczo. Mamy godzinę do kolejnego autobusu. Idziemy na punkt widokowy i w okolice latarni morskiej. A na koniec suszymy namiot, ktory był totalnie mokry od porannej rosy. Wracamy kolejnym autobusem do Buenavista. Tam mamy 15 minut przerwy i wsiadamy w busik jadący do Masca. To bardzo malownicza trasa biegnąca serpentynami przez góry. Góry strome, wysokie, zielone, skaliste. Od czasu do czasu widzimy malownicze wioski gdzieś na zboczach. Masca to najbardziej malownicza z tych wiosek. Jest to bardzo turystyczne miejsce, jest tu mnóstwo ciekawej roślinności i widoki na strome góry które budzą zachwyt. Chodzimy ponad godzinę po okolicy. Jak to Paweł mówi: 'aparat sam wskakuje do ręki'. Potem wracamy do głównej drogi, wyciagamy kciuka i zatrzymuje się dla nas drugie auto. Autobus mamy za 3h więc chcemy podjechać do najbliższego miasteczka stopem. Para Szwajcarów z przyjemnoscią nas zabiera, ona mówi że też jeździła stopem. Wjeżdżamy wysoko na przełęcz i zjeżdżamy w dół na drugą stronę do miasteczka Santiago del Teide. Wszystko się fajnie składa, bo 20 minut później mamy autobus do Costa Adeje (który normalnie jeździ co 2-3h). Jedziemy ponad godzinę i dojeżdżamy na dworzec. Kończymy tym samym pętelkę wokół wyspy. W Costa Adeje robimy zakupy w Mercadonie na następne dni. Następnie jedziemy na dworzec w Los Christianos i stamtąd ostatni autobus, który jedzie ponad godzinę zabiera nas na naszą plażę koło Montana Roha - czyli plażę na której spędzaliśmy pierwszą noc po przylocie na wyspę. Jest już po 19tej, jeszcze jasno, ale plażowicze w wiekszości już poszli z plaży. Rozkładamy karimaty w naszym poprzednim miejscu. Robimy sobie wieczorek z fajnym jedzonkiem, owocami i winem. I delektujemy się pięknym zachodem słońca.