31 marca
Budzi nas cudowny koncert ptaków dookoła. Pakujemy się, jemy "wielkanocne" śniadanie i ruszamy dalej. Schodzimy w dół doliny w kierunku oceanu mijając kolejne kaktusy i skałki. Północ wyspy jest dużo bardziej zielona niż południe. Widzimy kozy skaczące dookoła po skałach i wchodzące prawie pionowo w górę. Nad oceanem jest mała wioska bez dojazdu. Jest kilka zielonych ogródków, jest nawet bar. Dochodzimy na plażę z totalnie czarnym piaskiem. Wskakuję do wody aby się ochłodzić. A potem ruszamy inną drogą pod górę. Podchodzimy do latarni morskiej dawną drogą z brzegu morza ułożoną z kamieni. Jest gorąco i słonecznie. Z nad latarni jest piękny widok na dwie strony. Chwila odpoczynku i ruszamy dalej. Od oceanu mamy 600 metrów podejścia w pionie. Mijamy od czasu do czasu ludzi, którzy wybrali się na jednodniowe wycieczki. Dochodzimy na górę i podziwiamy widoczek na dolinę, którą szliśmy rano. Schodzimy w dół w kierunku Chamorgi. Po drodze jeszcze jeden punkt widokowy i jesteśmy w wiosce. Wyciągamy w krzaków wodę na kolejny dzień. Stajemy na końcu wioski i czekamy na stopa. Ruch jest minimalny, ale po pół godzinie zabiera nas fajna para. Jedziemy z nimi 11km do El Bailadero. Stamtąd oni jadą dalej w dół, a my chcemy się trzymać głównego grzbietu. Wysiadamy na pięknym punkcie widokowym i podziwiamy widoczki na obie strony. Potem przechodzimy kilkaset metrów i za skrzyżowaniem machamy na pierwsze auto, które się zatrzymuje i nas zabiera. Pan mówiacy tylko po hiszpansku to wyzwanie dla moich bardzo podstawowych umiejętności posługiwania się tym językiem. Nasz kierowca jest po prostu świetny, więc próbuję rozmawiać całą drogę. Mieszka w La Lagunie i pracuje w lasach jako osoba walcząca z pożarami. Wysiadamy na skręcie na Pico del Ingles. Mamy stąd kilometr na ten piękny punkt widokowy. Idziemy przez przepiękny las pełny porostów i zielonych "wodorostów" zwisających z gałęzi. Po kilkuset metrach w bok odbija droga wykuta w skale, która wygląda bardzo magicznie. Dochodzimy na punkt widokowy. Widoczek jest na dwie strony. Z jednej strony ta część gór Anaga w której byliśmy, a z drugiej strony reszta gór, La Laguna i Santa Cruz i masyw Teide niknący w chmurach. Jemy kanapki i ruszamy z powrotem do głównej drogi. Na głównej drodze skręcamy w kierunku La Laguny i po niecałym kilometrze dochodzimy do miejsca o nazwie Cruz del Carmen. To kolejny punkt widokowy i początek ścieżki spacerowej przez piękny las. My tą ścieżką zaczynamy schodzić w kierunku La Laguny. Dochodzimy do końca parku narodowego i na skraju miejscowości Las Mercedes szukamy miejsca do spania. Okazuje się, że świetne miejsce, w głębokich krzakach pod eukaliptusem jest dosłownie 50m od nas. Rozkładamy karimatki, materacyki i śpiworki, jemy kolację i idziemy spać. W nocy krótki deszcz przypomina nam, że jesteśmy na północy wyspy i przydałby się jednak tu namiot. Przykrywamy się tropikiem i to wystarcza. Deszcz na szczęście szybko przechodzi.