25 marca
Wstajemy o 6tej i opuszczamy naszą jaskinię. Idziemy 7km na dworzec autobusowy. Raz dziennie, o 9:25 jest autobus do kaldery wokół wulkanu Teide. Autobus jedzie prawie 2h i wjeżdża na wysokość około 2200m, bilet kosztuje 8euro. Teide o wysokości 3700m to wulkan, najwyższy szczyt na wyspie i jednocześnie najwyższy szczyt Hiszpanii i najwyższy szczyt na Atlantyku. Chcemy wejść na tą górę, ale nie wiemy co zastaniemy po drodze. Ostatnie 3 dni padało tu dużo śniegu (na wyspie tylko w sobotę było tyle samo opadów co przez cały okres zimowy razem wzięty).
Autobus jedzie przez sosnowy las, który rosnie na wysokości ponad 1000 metrów. Tu jest chłodniej i często są chmury z których drzewa mogą pobierać wilgoć. Wysiadamy z autobusu przy początku szlaku w kierunku Montana Blanca i ruszamy w góry. Góry tutaj są totalnie wulkaniczne. Określamy je jako księżycowy krajobraz. Wszędzie dookoła są różne kolory zastygniętej wulkanicznej lawy i przeróżnych innych wytworów wulkanu. Na przykład kilkumetrowe czarne skalne kulki leżące poniżej zastygniętych jęzorów lawy - na tablicach informacyjnych opisane jako "vulcano eggs" - potoczyły się kiedyś dawniej niż większość lawy. Idziemy szlakiem pod Montana Blanca, a potem wspinamy się wyżej. Plan na dziś to schronisko Altavista Refugio. Schronisko jest zamknięte, ale w budynku obok jest zostawione dla turystów pomieszczenie z 6ma łóżkami. Schronisko leży na 3260m. Od około 3000 zaczyna się śnieg. Trzeba uważać, bo miejscami na szlaku jest ślisko. Jakieś 200m w pionie przed schroniskiem zaczynamy lekko czuć wysokość. Ostatnie tygodnie spedziliśmy na poziomie morza i w kilka godzin przetransportowaliśmy się na ponad 3000m z bardzo intensywnym wysiłkiem, z ciężkimi plecakami. Troszkę czujemy głowę, duże zmęczenie, ciężej się oddycha. Dochodzimy do schronu. Jest dla nas łóżeczko :) Łóżka są bardzo szerokie, my wygodnie śpimy na jednym. Poza nami w schronie jest para z Czech i 3 inne osóby, które jednak nie zostają na noc i decydują się zejść na dół. Ja po dojściu do schronu muszę się położyć na pół godziny. Wieczór jest bardzo fajny, przed schronem jest widok na kalderę wulkanu i na księżyc odbijający się w oceanie.
26 marca
O 3ciej w nocy do schronu przychodzi 3ka ludzi. Trochę hałasują, ale w końcu kładą się spać i możemy jeszcze chwilę pospać. O 4:30 wchodzi kolejna ekipa, która podchodziła przez noc. I zaraz potem kolejna. W jednej ekipie jest gość, ktory czuje się źle, rezygnuje z wejścia na szczyt, kładzie się do łóżka, a jego towarzysze ruszają dalej. W schronie robi się tłoczno, my i Czesi mieliśmy jeszcze z pół godziny pospać, ale nic z tego. Jemy śniadanie i pakujemy się. Wychodzimy o 5:30. Od początku idzie mi się źle. Po podejściu 100m w pionie czuję, że chyba nie dam rady iść dalej. Moc w nogach jest, ale oddech szaleje. Niby dopiero 3400, nie jest to jakaś niebezpieczna wysokość. W dodatku kilkanaście lat temu byłam na szczycie Teide i weszłam bez problemu. Zauważam, że kiedy idę bardzo powoli to jest dużo lepiej. I tak idziemy sobie noga za nogą, ale ja po prostu czuję się źle. Jest silny wiatr i jakieś -2 stopnie. Pod nami piękne chmury. Tuż przed wschodem docieramy na 3550m do górnej stacji kolejki. Decydujemy, że ja tu zostanę z plecakami, a Paweł wejdzie na lekko na szczyt. Ja już na nim byłam, a w tej chwili wejście wyżej byłoby dla mnie ciężkie. Rozkładam karimatki i śpiworki po zawietrznej stronie budynku i staram się schować przez zawiewajacym z dachu wiatrem i śniegiem. Obserwuję sobie ze śpiworka piękny wschód słońca. Ze szczytu schodzą niedługo pierwsze ludziki i sobie rozmawiamy. Paweł weszedł na szczyt bardzo szybko. Na górze jest krater z dymiącą siarką. Na górze było około 25 osób (bezpłatne pozwolenia na wschód są wydawane na 50 osób dziennie, my ogarnęliśmy pozwolenie przez internet jakieś 2 tygodnie wcześniej). Paweł wraca do mnie i jeden chłopak mówi nam, że w drugim budynku, tym z kolejką jest jedno pomieszczenie zostawione dla ludzi gdzie nie wieje. Idziemy tam. W środku siedzi kilka zmarzniętych osób. W tym nasi Czesi. Tym wszystkim osobom nie udało się wejść na szczyt. Było za zimno. Wiele osob tutaj ma adidasy i tylko podstawowe kurtki - przyjechali przeciez na ciepłe Kanary. My z naszym sprzętem do minus 15 stopni i wielkimi plecakami jesteśmy tu wyjątkowi. Ale myślę, że właśnie ten ciężki plecak u mnie zaważył, bo ten plecak był normalnie dla mnie trochę za ciężki do chodzenia, a wysokość zrobiła swoje. Kiedy byłam tu poprzednim razem wchodziłam z dość lekkim plecakiem, z bardzo podstawowymi rzeczami. Plus już takie długotrwałe zmęczenie, ktore coraz bardziej czuję też pewnie się dołożyło. Schodzimy inną drogą z pieknym widokiem na wulkan Pico Viejo. Wieje bardzo silny wiatr z tej strony góry. Mi w dół idzie się dużo lepiej, a po zejściu 300m w dół w pionie już bardzo odzyskuję siły. Poniżej 3000m jest już totalnie normalnie. Idziemy z pięknymi widokami, z pięknym szczytem Teide za nami. Schodzimy wśród świata różnych, ciekawych formacji wulkanicznych. Na około 3000m kończy się śnieg na szlaku. Potem pojawia się jakaś roślinność, choć dominują wulkaniczne skały. Na końcu trasy robimy jeszcze pętelkę wokół ciekawych formacji skalnych - jedna z nich nazywa się La Catedral i wygląda jak normalnej wielkości katedra. Dochodzimy w końcu do parkingu, skąd za 2h mamy w razie czego autobus. Ale idziemy najpierw na stopa. Okazuje się to mega proste bo gdy tylko zaczynamy machać to woła nas idaca obok dziewczyna i mowi, że jej auto jest na parkingu i że jedzie na południe wyspy. To bardzo sympatyczna Niemka i gadam z nią całą drogę. Jedzie do miejscowości Costa del Silencio, miedzy lotniskiem, a kurortami Costa Adeje. Przechodziliśmy przez tą miejscowość trzeciego dnia naszego pobytu na Teneryfie gdy szliśmy z lotniska wybrzeżem. Tuż obok miejsca gdzie wysiadamy jest duży sklep. Robimy zakupy. A potem idziemy na plażę. Kąpiemy się i korzystamy z plażowego prysznica. I idziemy dalej za miejscowość, gdzie jest dziki teren i stoi kilka namiotów. Znajdujemy sobie spokojne miejsce nad oceanem, rozkładamy karimatki i odpoczywamy. A na noc rozkładamy materacyki i śpiworki. Leżymy w śpiworkach i z aplikacją uczymy się gwiazd, które stąd widać. A potem wschodzi księżyc w pełni. Zasypiamy wsłuchując się w szum oceanu.