Do Triestu dojezdżamy po 19tej. Idziemy około 3km i przed 20tą docieramy do naszego nowego hosta o imieniu Andrea. Andrea okazuje się być czlowiekiem mega pomocnym i otwartym, a z drugiej strony tak gadatliwym i głosnym, że ciezko przy nim odpocząć. Ma małe mieszkanko - ściany obklejone są całe mapami, biletami i pamiątkami. Andrea uwielbia Polskę. Odbył już 6 podróży do Polski. Wie o historii i polityce Polski więcej niż niejeden Polak. Śpiewa nam piosenkę o treści "Duda and Kaczynski should go home", ktorej ktoś w Polsce go nauczył. Jego dom jest dość brudny i ciasny, ale dostajemy do spania wygodny materac na podłodze w kuchni. Andrea szykuje dla nas proste spagetti. Jestesmy głodni, więc znika momentalnie. Andrea jest z południa Włoch, z Bari, a tu mieszka od 16 lat. Nad naszym materacem, na ścianie wisi poczet królów polskich Matejki. A potem zasypiamy momentalnie zmęczeni długimi, deszczowymi spacerami po Wenecji.
28 luty
Rano jemy wspolnie sniadanie, a potem Andrea idzie do pracy, a my zostajemy odpoczywać w domu. Ja przez większość czasu szukam dla nas hosta w Ljubljanie. Kiedy Andrea wraca to zabiera nas na spacer po Trieście. Ma świetną wiedzę historyczną i dzięki niemu możemy dużo się dowiedzieć. Oglądamy wzgórze z czasów rzymskich, katedrę, amfiteatr i nowe-stare miasto. Wracamy po ciemku i Andrea robi dla nas domowe Focaccia. My kupiliśmy do tego wino i przekąski. I tak sobie spędzamy wieczór.
29 luty
Jemy rano śniadanko i żegnamy się z Andrea (vel Jędrusiem). Idziemy najpierw na zakupy do Lidla, a potem ruszamy piechotą do Słowenii. Do pokonania mamy około 20km i 600m podejścia w pionie. Droga wiedzie najpierw ścieżką pieszo-rowerową przez Triest. Ścieżka jest niezwykła, bo wiedzie trasą dawnej kolei. Są wielkie kamienne mosty i tunele w skałach. Potem odbijamy ścieżką pod górę i tak dochodzimy do ostatniej włoskiej miejscowości Bazovica. I zaraz potem przekraczamy słoweńską granicę. Zaraz za granicą jest wiatka gdzie zatrzymujemy się na kanapki :)