Dochodzimy do drogi i łapiemy stopa. Zatrzymuje się dla nas dziewczyna o imieniu Zorka, jadąca fiatem panda i mówiąca świetnie po angielsku z dobrym akcentem. Okazuje się, że mieszkała kilka lat w Australii. Wróciła przez covid, bo Australia miała bardzo ciężkie obostrzenia. Teraz stara się ułożyć sobie życie w swoim kraju, mieszka w Harceg Novi do którego wybieramy się wieczorem. Poleca nam tam fajną knajpkę gdzie będziemy mogli usiąść na prąd i internet. Zostawia nas przy wjeździe do Perastu - uroczego starego miasta nad Zatoką Kotorską. Cały Perast ma trochę ponoć kilometr długości. Na przeciwko niego są dwie wyspy z monastyrami. Jedna jest naturalna i jest na niej katolicki klasztor, a druga jest sztuczna i jest na niej monastyr prawosławny. Idziemy przez Perast, podziwiamy widoczki, stare budynki i kościółki. A potem siadamy i z widoczkiem na morze zjadamy dzikie granaty, które znaleźliśmy. Wracamy na główną drogę. Tu nie ma miejsca aby się zatrzymać, więc idziemy spacerkiem wzdłuż morza do następnego miasteczka Risan. Tam zatrzymuje nam się najpierw ciężarówka do miasteczka Niksic. To nie nasz kierunek, więc dziękujemy. A po pewnym czasie zatrzymuje się osobówka, która jedzie tam gdzie chcemy czyli do Harceg Novi. Pan jest bardzo specyficzny, mocno prorosyjski. Pracuje jako kelner w restauracji w Perascie. Mówi, że uwielbia Rosjan. Ciekawe jest dla nas jak bardzo inaczej opowiada o sytuacji wojny rosyjsko-ukraińskiej niż my to widzimy. Opowiada jakźle był traktowany gdy pojechał do pracy najpierw do Czech, a potem do Niemiec i jak nie lubi tych krajów - i wrócił do swojej Czarnogóry i teraz już nigdzie nie wyjedzie. Zatrzymuje się po drodze i kupuje nam soki. A w Harceg Novi zostawia nas w fajnym miejscu, skąd przez stare miasto schodzimy w dół do morza.