Dochodzimy na przełęcz i z góry widzimy cel naszej dzisiejszej drogi - ruiny wioski Mali Zalazi. Byłam tutaj z moimi znajomymi z Czarnogóry 17 lat temu. Jest tu kilka domków które zostały i stoją puste, a reszta to ruiny ścian. Jest też pięknie położona na wzgórzu cerkiew. Schodzimy drogą z widoczkiem na Zatokę Kotorską. W wiosce znajdujemy opuszczony dom, który jest otwarty do korzystania dla turystów. Wiem o nim od mojego przyjaciela, który mieszkał w Kotorze, ale teraz mieszka poza Czarnogórą. Przy domu jest cysterna z wodą i kranik. To jest bardzo ciekawe ale przy każdym domu była tu taka cysterna. Jak dokładnie działał ten system nie wiemy, ale wioska istniała w miejscu gdzie nie ma żadnego źródła i żadnej rzeki. Czy w tak gorącym kraju starczało wody dla całej wioski z opadów w czasie zimy?
Rozpalamy ognisko w miejscu na nie przed domem - myjemy się, pierzemy, gotujemy i odpoczywamy. Jest cisza, spokój i popołudniowe ciepłe słońce. Jak na Gorcu przy bacówce w marcu. Spedzamy cudowne, spokojne popołudnie przy chatce. Namiot rozbijamy dziś w chatce - co prawda jest siennik, ale nie chcemy mieć potem wszystkiego w sianie, więc wykorzystujemy kawał płaskiej podłogi pod namiot. Jest klimatycznie, cicho, spędzamy sami wieczór w opuszczonej wiosce.
31 stycznia
Śpimy prawie 12 godzin. Wstajemy i spędzamy leniwy poranek przy chatce. Od rana jest pięknie i słonecznie. Idziemy przez wioskę, dochodzimy do krawedzi i bardzo stromo schodzimy 800m w dół. Zajmuje nam to ze dwie godziny. Droga jest mocno zarośnięta, jest trochę kolczastej roślinności. Widoki na zatokę zapierają dech. Niżej znajdujemy dzikie drzewa granatowe i jemy kilka granatów, które ostały się na drzewach.