18.01.2023
Wstajemy, zwijamy namiot i ruszamy o świcie. Idziemy 14km drogą. Najpierw trochę pada, a potem robi się słonecznie. Po drodze znajdujemy działajacy kranik z wodą, więc robimy przerwę na mycie zębów i włosów :) Dookoła są ładne góry, a przechodząc przez wioskę słyszymy śpiewy z cerkwi. Dochodzimy na granicę i przechodzimy ją pieszo. Stajemy zaraz za przejściem i zatrzymuje się pierwsze auto. Dwóch sympatycznych panów Macedończyków jedzie do Bitoli. Rozmawiamy używajac miksu nam znanych słowiańskich języków. W Bitoli panowie najpierw zabierają nas do kantoru, bo chcemy wymienić walutę. Potem zapraszają nas do knajpki na jedzenie. Zamawiają dla nas dwie pyszne zupy (jedna to dobrze doprawione flaki, a druga to bardzo smaczna zupa z dodatkami cieleciny) i do tego Makalo (coś w rodzaju wodnistego jogurtu z dużą ilością czosnku). Do posiłku zamawiają też dla nas ciepłą rakiję (tutejszy alkohol), która jest bardzo smaczna. I na koniec wywożą nas na wylotówkę. Łapiemy stopa z pół godziny, bo ruch do Ohrydy, gdzie chcemy dojechać, jest niewielki. Zatrzymuje się dla nas chłopak, który jedzie pół drogi - do Resen. Na codzień pracuje w Szwecji, a co trochę przyjeżdża do domu. Idziemy kilometr przez Resen. Kupujemy też pierwsze burki - burek to placek z serem, mięsem lub innymi nadzieniami. Stajemy na wylotówce. Miejscowy przechodzacy pan mówi, że 200m dalej jest stacja benzynowa i tam będzie lepiej nam łapać. Gdy tam dochodzimy to pokazuje swoj dom kawałek dalej i mówi: jeśli czegoś potrzebujecie to do mnie przychodźcie. Po chwili zatrzymuje się auto i jedziemy do Ohrid. Zaczyna padać deszcz i ma padać do północy. W dodatku wieje silny wiatr. Idziemy głównym deptakiem, a potem idziemy brzegiem ze 2km w poszukiwaniu miejsca pod namiot. Znajdujemy fajne miejsce i idziemy usiąść sobie w knajpce. Dziś pada i wieje, jutro ma być ładna pogoda, więc zwiedzanie Ohrid zostawiamy sobie na jutro. Siedzimy w knajpce, ładujemy w pełni elektronikę, siedzimy na necie i uzupełniamy bloga itp. Potem idziemy na upatrzone wcześniej miejsce, rozbijamy namiot i idziemy spać.
19.01.2024
Pada z przerwami całą noc. Budzimy się przed świtem aby pójść się wykąpać do jeziora. Woda jest zimna, ale dajemy radę. Grzeję się potem w śpiworze. Robimy śniadanie i pakujemy się. Dziś jest wielki święto prawosławne - święto Jordanu, święto chrztu w Jordanie. Z tego powodu do Ohrydy zjechało mnóstwo ludzi. Od 7mej już niesie się po mieście muzyka - piekne prawosławne śpiewy. Słychać ją wszędzie w starej części miasta. Nadaje niesamowitą atmosferę naszemu spacerkowi po mieście. Idziemy przez stare miasto, a potem brzegiem jeziora do pięknie położonego, wysuniętego na jezioro kościółka st.John Kaneo. Nie ma tam nikogo poza nami i miauczacym, przytulaśnym kotem. Z kościółka idziemy w górę do twierdzy. Po drodze mijamy budujace się wielkie hotele, które wydaje nam się, że powstają na miejscu antycznych ruin. Dochodzimy na szczyt góry do twierdzy. Akurat jest otwierana. Ja byłam w niej ostatnim razem, więc zostaję z plecakami, a Paweł wchodzi ją obejrzeć. Potem idziemy po starym mieście do amfiteatru. Na starym mieście jest pusto. Jest rano i ludzie kierują się dziś nad jezioro na imprezę, ktora zaczyna się o 10tej, a nie na zwiedzanie. Chodzimy uliczkami i zwiedzamy kolejne cerkiewki. A na 10tą idziemy na wybrzeże. Jest mnóstwo ludzi. Część jest rozebrana, w szlafrokach, stronach kąpielowych, piankach do nurkowania. Jest zimno i woda jest zimna. Stajemy w tłumie aby oglądać co tu się będzie działo. Tuż obok nas stoją Macedończycy, ktorzy dają nam plastikowe kieliszki i nalewają ciepłą rakiję. A jak wypilismy to kolejny kieliszek i kolejny. Dookoła mnóstwo ludzi pije ciepłą rakiję. Na jeziorze jest kilka łódek z ktorych ludzie obserwują wydarzenie. Jest też kilka policyjnych łódek. Na końcu czegoś w rodzaju zakręcanego pomostu stoi ksiądz i kilka osób mu towarzyszacuch. Ksiądz odprawia modły i na koniec wrzuca do wody krzyż. W wtedy cały tłum ludzi skacze do wody i płynie jak najszybciej. Chodzi o to kto pierwszy wyłowi krzyż. Płynie cały tłum, choć jest połowa stycznia i jest bardzo zimno. Jednego człowieka wyciąga z wody łódź policyjna rzucajac mu wcześniej kamizelkę ratunkową. Nie mają w co go ubrać po wyciagnieciu (ma tylko slipki), więc zarzucają na niego policyjną marynarkę. Po skończonym evencie idziemy do knajpki na internet aby przygotować się do dalszej części podróży. Potem idziemy na zakupy i na wylotówkę. Najpierw łapiemy stopa przy stacji benzynowej na końcu miasta i przez godzinę nikt się na zatrzymuje. Potem przejeżdża pan na rowerze i poleca nam abyśmy się przenieśli na stację już na obwodnicy. To ponad kilometr, wiec ruszamy. Ale okazuje się, że jest remont drogi i stacja jest nieczynna i wyłączona z ruchu. Wracamy więc i łapiemy na zjeździe.