15 stycznia
Wysypiamy się, jemy śniadanie i idziemy do lidla na zakupy. Jest drogo - drożej niż w Bułgarii czy Szkocji. Ale robimy fajne zakupy i ruszamy na drugą wylotówkę. Tu mamy koło 7km. Dochodzimy na miejsce i zaczynamy łapać stopa. Stoimy i stoimy. I zastanawiamy się już nawet nad autobusem do Salonik. Ale w końcu po 1,5h zatrzymuje się auto. Kierowca jedzie około 50km. Mówi, że tu ludzie bardzo się boją uchodźców, bo były tu morderstwa i różne inne przykre rzeczy i ludzie są tu ogólnie pełni strachu. Jedziemy z naszym kierowcą przez bramki na autostradzie i decydujemy się tu wysiąść i spróbować stąd złapać coś dalszego. Po 2 minutach podjeżdża do nas policja. Pytają świwtnym angielskim skąd jesteśmy i co tu robimy. Opowiadają że mamy małe szanse, bo ludzie tu się boją, że było w Grecji tyle strasznych historii z uchodźcami, że uchodźcy nie zatrzymują się na wezwanie policji itp. Okazuje się, że policjanci nie przyjechali tu do nas tylko pokontrolować auta. Mówią, że totalnie im nie przeszkadza, że tu sobie na autostradzie stoimy, no więc odchodzimy 20m za nich i oni łapią do kontroli, a my z karteczką "Thessaloniki" łapiemy stopa. Oni są skuteczniejsi, ale i my po około 40 minutach w końcu odnosimy sukces. Zatrzymuje się dla nas para jadąca prosto do Salonik. Aż nam ciężko uwierzyć, że w końcu, po 2 dobach się udało :) Próbuję szukać dla nas hosta na cs po drodze, ale nie udaje się. Po 3 godzinach para wysadza nas w samym centrum Salonik. Robimy sobie wieczorny spacerek i zwiedzamy zabytki. Po drodze widzimy też sklep z butlami z gazem i kupujemy butlę za 4 euro. Tak tanio to jeszcze nigdzie nie było. Prosimy też pana w sklepie aby nam napełnił butelkę z wodą (bo woda tu jest po 1euro, więc lepiej kogoś o nią poprosić z kranu). Idziemy 3km za centrum do terenu, który na mapie jest zaznaczony jak wielki laso-park. Nie musimy iść daleko, już od początku wygląda to dobrze. Rozstawiamy namiot i gotujemy pyszny obiadek. Czyli spania w miastach ciąg dalszy :)