13 stycznia
Wstajemy rano i wychodzimy na drogę. Po chwili zabiera nas do Kaşhan para fajnych ludzi. Rozmawiamy całą drogę przez translator. W Kaşhan zabierają nas na jedzonko i herbatę, a potem odwożą pod Bim-a, bo chcemy zrobić jeszcze zakupy za gotówkę, która nam została. Kupujemy trochę jedzenia i słodyczy. Potem idziemy na wylotówkę i bardzo szybko zabiera nas pan który jedzie do Ipsali, ostatniej wioski, a zawozi nas na samą granicę, jeszcze po drodze oferując nam jedzenie. Granicę trzeba czymś przejechać - pieszo nie można. Ale pierwszy pan mówi: spróbujcie. Drugi wbija nam pieczątki wyjazdowe, a trzeci mówi, że na most pieszo nie można. Ale jedno z aut stojacych w kolejce od razu zaprasza do siebie. Dwie panie jadą gdzieś blisko za samą granicę. Przejeżdżamy z nimi przez most i grecką stronę granicy. Stajemy zaraz za granicą z karteczką "Thessaloniki". Jest bardzo zimny, choć słoneczny dzień. Jest koło 14tej. 8 do głowy by nam nie przyszło, że na tej granicy postoimy sobie do nocy. Ruch nie jest za wielki. Większość aut jest albo pełnych, albo jadą miejscowo. Zatrzymuje się chłopak, który proponuje nam podwózkę do pierwszego miasta Alexandroupoli. Odmawiamy - jeszcze nie wiemy, że to był bład. 4 godziny później zmarznięci już wiemy. Łapiemy do 20tej, jest już mróz, więc potem decydujemy się rozbić namiot, pójść coś ciepłego zjeść i iść spać.