9 stycznia
Wstajemy rano, pakujemy namiocik i wracamy na drogę. Za dnia i w trochę dalszym miejscu łapiemy stopa dość szybko. Zabiera nas para, która jedzie do Kuşadasi. Rozmawiamy przrz translator całą drogę. Są tak mili, że zawożą nas 6km dalej do skrętu na Efez. Stamtąd mamy 2km na piechotę. Zaczyna mocniej padać. Bilety są dość drogie, ok.100zł. Wchodzimy w deszczu i cały nasz czas w Efezie jest w dość mocnym deszczu. Plus tego jest taki, że poza nami prawie nikogo tam nie ma (Efez zwykle jest bardzo zatłoczony o każdej porze roku). Antyczne miasto ma niesamowitą atmosferę. Jest zupełnie inne niż poprzednie ruiny. Chodzimy starymi ulicami, podziwiamy stare kulumny, kawałki budunków, rzeźby, amfiteatr, agorę. I największy zabytek, symbol Efezu: bibliotekę Celsusa. Jej fasada rzeczywiście robi wrażenie. Na koniec idziemy obejrzeć jeszcze ruiny wielkiego kościoła i wychodzimy. Dalej w deszczu idziemy kilkaset metrów do głównej drogi i tam łapiemy stopa. Zatrzymuje się pan jadący do samego Izmiru i mówiacy do angielsku. Tylko mi nie namoczcie wszystkiego z tyłu - mówi widząc jak mokrzy jesteśmy i jak pada. Na szczęście jesteśmy bezproblemowi: zdejmujemy płaszcze, a pod spodem wszystko suche :)