Przed Niğde stajemy na bramkach z karteczką "Mersin" i zabiera nas drugie jadące auto. Pan z dzieckiem zabiera nas nie tylko do Mersin, ale jedzie dokładnie w tą okolicę co my i zostawia nas bardzo blisko miejsca gdzie mieszka nasz host. Mehmet mieszka sam na 4tym piętrze 20 pietrowego bloku. Ma przyjemne, duże mieszkanie. Jest mniej więcej w wieku Pawła. Bierzemy prysznic, podłączamy sprzęt do ładowania, robimy pranie, a nasz host robi nam pyszny obiad. Po obiedzie zabiera nas na spacer nad Morze Śródziemne, do którego ma 800m. Jest ciepło, zielono, na drzewach znów rosną pomarańcze i cytryny. Morze tutaj wyglada zupełnie inaczej niż Morze Czarne na północy Turcji. Tutaj jest plaża, zieleń przy plaży, piknikujacy ludzie. Woda jest czysciutka. Atmosfera relaksu i spokoju. Wracajac ze spaceru wchodzimy do bim-a po zakupy i wracamy do domu. Odpoczywamy, porządkujemy zdjecia i uzupelniamy bloga.
2 stycznia
Wysypiamy się, nasz host idzie do pracy, a my robimy sobie spokojne śniadanie i siadamy do zdjęć. Paweł nadrabia zaległości fb relacji z wyprawy, a ja kończę w końcu przerzucać rzeczy na naszego nowego bloga. Gdy nasz host wraca z pracy robimy obiadek - zapiekankę warzywną z serem. I Paweł pokazuje naszemu gosodarzowi ciekawostkę - grzane piwo z jajkiem. Wieczorkiem Mehmet robi dla nas przepyszne grzane wino.
3 stycznia
Spędzamy jeszcze jeden dzień w Mersin. W większości organizacyjno-odpoczynkowy, ale idziemy też na spacer do pobliskich antycznych ruin Soli Pompeiopolis. Jest bardzo ciepło jak na styczeń - chodzimy w krótkim rekawku, ja idę plażą mocząc nogi w wodzie, jemy lody na patyku. Wszedzie dookoła rosną pomarańcze i cytryny. Gdy Mehmet wraca z pracy czeka na niego obiadek (my zjedlismy wczesniej) - bulgur z warzywami. A potem jemy razem pierwszy deser: banany z cytryną i cukrem. I drugi deser - lody z owocami. A potem zajadamy to pistacjami i orzechami i zapijamy pysznym, domowym winem Mehmeta. Siedzimy do późna w nocy i bardzo sympatycznie rozmawiamy.
4 stycznia
Odpoczęliśmy i dziś czas opuścić Mersin. Mehmet robi nam rano świetne śniadanie. Omlet z wieloma składnikami, świeży lokalny chlebek z piekarni, różne sery, miód, oliwki itd. Wychodzimy z pełnymi brzuchami. Idziemy kawałek i na głównej drodze zaczynamy łapać stopa z karteczką "Erdemli" - to pierwsze miasteczko za Mersin. Zabiera nas tam fajny pan.