Przy głównej drodze robimy karteczkę stopową z wdzięczną nazwą "Batman", bo tak nazywa się odległe o okolo 150km miasto do którego jedziemy. Po chwili zatrzymuje się dla nas świetny kierowca, mówiący trochę po angielsku. Jedziemy przez piękny krajobraz, z każdej strony widać jakieś góry. Dojeżdżamy do Batmana (Batmanu? ;) ) i nasz kierowca zaprasza nas na obiad. Dostajemy ogromny doner kebab - mięso, dużo płaskiego chlebka i różne dodatki - leczo, warzywa, oddzielnie cebula i zielone liście. I do picia rozwodniony jogurt. Czekamy na kuzyna naszego kierowcy, który jest tu w szpitalu na badaniach. Przychodzi i pijemy razem ileś tureckich herbat. Kuzyn naszego kierowcy mówi bardzo dobrze po angielsku i po norwesku, bo 15 lat pracował w Norwegii. Rozmawiamy o Norwegii, o Kurdach, o naszej podróży. Od wczoraj zaczął mnie boleć ząb, więc spytałam się naszych nowych znajomych czy w miasteczku gdzie jeden z nich pracuje (a gdzie my będziemy kolejnego dnia) znają jakiegoś dobrego dentystę. A oni zagadali z kelnerem knajpki gdzie siedzieliśmy i już po chwili wiedzieli, że najlepszy dentysta w miasteczku Batman jest 5 minut od knajpki. Nasz kierowca poszedł ze mną, zagadał na recepcji i już po chwili siedziałam na fotelu. Dentysta nic niepokojacego na pierwszy rzut nie zauważył, poszłam do pokoju obok na panoramę. Powiedział, że nie ma nic na już do robienia, a jeśli ból będzie się nasilał to za kilka dni mam pójść gdzieś dalej do dentysty na kanałówkę. Pytam się ile mam zapłacić za wizytę i panoramę, a oni uśmiechają się i mówią, że nic. Wow! Kurdyjska gościnność jest wielka i sprawia, że człowiek czuje się prawdziwie zaopiekowanym gościem w ich krainie. Jedziemy z naszym kierowcą i jego kuzynem do jego wujka gdzie kuzyn trzyma rzeczy. Wujek ma dużą firmę handlującą sprzętem agd i mówi dobrze po angielsku, bo kiedyś mieszkał w Holandii. Jego pracownica stawia przed nami kolejne herbaty, a my rozmawiamy. Dostajemy też zeszyty reklamowe i długopisy od firmy.