Dojeżdżamy do Royan i bierzemy snappa 10km do lokalizacji podanej nam przez Masi, dziewczynę ktora bedzie nas tu goscić. Jedziemy przez nadmorskie wioski i wysiadamy w małej uliczce. Przy uliczce rosną drzewa pełne pomarańczy i palma bananowa. Nasi gospodarze: Masi i Afshin mieszkają w bardzo klimatycznie urządzonym domku jednorodzinnym. Wielki salon z kuchnią i dwa pokoje. Dostajemy jeden pokoik do spania. Od początku czujemy się z nimi świetnie. Masi ugotowała dla nas Mirzaghasemi - wędzony bakłażan z pomidorami, jajkami i czosnkiem. Do tego zielone roślinki, ciepły chlebek sanjak i marynowane warzywa. Bardzo nam to smakuje.
Po jedzeniu gospodarze zabierają nas swoim autkiem nad samo morze. Plaża jest duża, jest na niej sporo śmieci i jeżdżą po niej auta i cieżarówki. Ale morze po horyzont. Morze Kaspijskie to największe jezioro świata. Spacerujemy w jedną i w drugą, a potem wracamy do domu. Wieczorem przychodzi siostra Masi z mężem i malutkim pieskiem. Znowu jemy pyszne jedzenie przygotowane przez gospodarzy i spedzamy z nimi bardzo miły wieczór.
13 grudnia
Masi idzie rano do pracy, a Afshin szykuje dla nas śniadanie. Po śniadaniu jedziemy razem w góry, do wodospadu z ktorego Afshin nabiera kilkadziesiąt litrów wody, ktorą zabiera do domu. Okolica jest piekna. Jest w wiekszości zielono, a część drzew ma jesienne, kolorowe liście. Idziemy na krótki spacer w okolicach wodospadu. A potem wracamy i idziemy zobaczyć lokalny bazar. Bazar jest na plaży nad samym morzem. Jest raz w tygodniu. Nasz gospodarz pokazuje nam na bazarze dużo ciekawych rzeczy. Potem jedziemy zobaczyçpobliski staw-jezioro. Dla nich to cos wyjatkowego, dla nas zwykły gospodarczy staw. Po drodze zatrzymujemy się przy piekarni i nasz gospodarz kupuje sangjak do domu i jeden dla nas na drogę. Zatrzymujemy się też przy pracy Masi i ja mogę pójść zobaczyć jak ona pracuje. Tylko ja, bo Masi pracuje w centrum crossfitu jako trenerka. A w Iranie takie miejsca są oddzielnie dla meżczyzn, a oddzielnie dla kobiet, bo kobiety są tu w odziezy sportowej. Centrum jest duze i nowoczesne, jest iles pomiezczen i ileś grup.
W całej okolicy rośnie mnóstwo drzew pomarańczowych. Zwywamy kilka pomarańczy i zabieramy do domu. Jemy obiadek i czekamy aż Masi wróci z pracy. Wieczorkiem idziemy we czwórkę do siostry Masi i jej męża. Są sałatki, szaszłyki z kurczaka, fasola w sosie. I do tego bi ber z rodzynek, a druga bu elka jest z rodzynek z dodatkiem goździków. Gospodarz pokazuje nam też beczki (z zawartością) w których to robi. Jeszcze nigdy nie widziałam tylu rodzynków na raz ile w tej wielkiej beczce :D Tak więc odwiedzajac Irańskie domy w wiekszej ilości domów natknęlismy się na a kol niż nie. Palimy ognisko przed domem i ogólnie jest w miare ciepło. Gospodarze bardzo lubią muzykę, którą puszcza im Paweł i proszą go o przesyłanie im mp3-ek.
Koło północy wracamy do domu. Irańczycy nie mają problemu z prowadzeniem po al holu.
14 grudnia
Przez całą noc leje. Dawno nie słyszelismy deszczu. Tu, nad morzem często pada, dlatego jest tu tak zielono.
Wstajemy rano i żegnamy sie z Masi, ktora wychodzi do pracy. Afshin szykuje nam śniadanie. Po śniadaniu pakujemy sie i w tym samym czasie przyjezdza rodzina Masi. Jej tata, druga siostra z mezem i syn siostry. Próbujemy dobrego musu z orzechów, ktory przywiozła siostra i chlebka barbari. Oni zostają tu na dlugi weekend (w tym tygodniu poza piątkiem niedziela jest też wolna). A my zaraz żegnamy sie i wychodzimy. Afshin zawozi nas do Royan.