12 grudnia
Dojeżdżamy nad ranem do Teheranu. Wysiadamy przy dworcu autobusowym Azadi. Paweł jest tak zaspany że nadepnął na swoją klamrę od pasa biodrowego w plecaku i pękła. Więc w najbliższych dniach trzeba będzie poszukać nowej. Z dworca jedziemy metrem z przeciadką na drugi jego koniec. Mamy bilety na autobus do miasteczka Royan nad Morzem Kaspijskim na godzinę 14tą. Przez internet można było kupić bilety tylko na 8mą lub na 14tą. Na 8mą czuliśmy, że możemy nie zdażyć. I słusznie. Na dworzec Tehranpars na wschodzie Teheranu docieramy 8:20. Idziemy do biura firmy z której jest nasz autobus i pan się pyta czy chcemy jechać wcześniej. Pewnie ze chcemy! I pan drukuje nam bilet na autobus na godzinę 9tą, którego nie było w internecie. Dostajemy w dodatku miejsca na samym przodzie autobusu i możemy obserwować widoki. Jedziemy przez góry. Trasa wiedzie obok najwyższej gory Iranu - szczytu Damavand 5609m npm. Mamy fajną pogodę i szczyt pięknie widać przed samym autobusem. A potem przez różne góry jedziemy w kierunku morza. Krajobraz zmienia się z bardzo suchego i pustynnego w coraz bardziej zielony. W pewnym momencie na zboczach doliny widzimy już kolorowy jesienny las (jest połowa grudnia).