Dojeżdżamy do Yazd o zmroku. Dworzec jest 10km od centrum. Próbujemy razem z Chinką zamówić snapp do centrum, ale mamy z tym mały problem i w rezultacie się rozdzielamy i nie spotykamy juz później. Po jej odjeździe momentalnie przyjeżdża snapp dla nas i zabiera nas do centrum. Idziemy do miejsca gdzie pracuje nasz host Mohammad. Ma spotkanie jezykowo-biznesowe z ludźmi, które prowadzą razem z żoną. Przychodzi nas przywitać ich 11-letnia córka Anita. Dziewczynka mówi świetnym angielskim. Mówi nam gdzie możemy sobie odpocząć, robi dla nas herbatę. Spotkanie się przeciaga, w końcu czekamy ze 2h. Jesteśmy zmeczeni po całym dniu w autobusie. Przychodzi do nas tez 5letni syn naszych hostów, ktory chce się z nami bawić, a my niezbyt mamy na to siłę. W końcu spotkanie się kończy i witamy się z Mohammadem i jego żoną. Najpierw jedziemy wszyscy ich autem do knajpki i zamawiają dla nas wszystkich falafle. A jak już jesteśmy najedzeni to zabierają nas do domu. Mieszkają w samym centrum, w nowym bloku otoczonym starymi uliczkami i glinianymi budynkami i wiezami wiatrów. Mają duże mieszkanie i dostajemy na czas pobytu swój pokoik. Czujemy się bardzo swobodnie, możemy korzystać do woli z kuchni.
10 grudnia
Wysypiamy się, jemy śniadanie i ruszamy na miasto. Próbujemy najpierw wymienić pieniadze, ale okazuje się, że w tym mieście nie jest to takie proste. W dodatku jest piątek (tutejsza niedziela) i wiele rzeczy jest pozamykanych. Idziemy uliczkami wśród glinianych ścian i glinianych domów. Yazd jest bardzo starym miastem i ma niesamowitą atmosferę. Jest tu mnóstwo wież wiatrów. Całe stare miasto ma kilka hektarów. Można się godzinami włóczyć po uliczkach, co też robimy. Idziemy na plac z fontanną gdzie stoi komplex Amir Chakhmaq - z piękną mozaikową architekturą. Idąc kilometr dalej dochodzimy do meczetu Jameh Mosque - tu ja aby wejść nakładam czador. Meczet w środku jest bardzo piekny. Po wyjściu z meczetu chodzimy po przepięknych, glinianych uliczkach wokół niego. Atmosfera tego miasteczka jest niesamowita. Idziemy też do Zoroastriańskiej Światyni Ognia. To była religia Persów zanim zostali podbici i przyjęli Is lam. Yazd jest w tej chwili centrum tej religii w Iranie. Wstęp kosztuje 1,5 euro i własciwie nie ma tu wiele do zobaczenia. Wchodzi się do prostego pomieszczenia, w którym od wieków płonie ogień. Ciekawsze jest małe muzeum Zoroastrian, które jest obok świątyni i pusta cysterna na wodę do której można wejść. Robimy zakupy i wracamy do domu. Nasza gospodyni zaprasza nas na obiad. Zrobiła Kukusabzi - szpinak i warzywa z patelni i do tego jogurt i chlebek. Anita (córka) mówi nam, że fajnie jest przejść się po mieście w okolicach zachodu słońca, bo wtedy gliniane ściany mają super kolory. Tak też robimy. Wychodzimy z domu i idziemy znów kilometry po wąskich uliczkach. Kolory są rzeczywiście wspaniałe. W jednym miejscu udaje nam się wejść na dach budynku przez sklep z dywanami i jestesmy tam rowno na zachód słońca. Jest pięknie. Wokół niebieskie kopuły meczetów i wieże wiatrów, a na horyzoncie góry. Potem idziemy dalej i trafiamy do kawiarni o nazwie "Painting house". Wchodzimy najpierw na dziedziniec z fontanną i kwiatami, a potem wchodzimy na dach gdzie są stoliki. Widok z tej kawiarni jest jeszcze lepszy niż z poprzedniego miejsca. Jesteśmy urzeczeni jak tu jest cudownie. Zamawiamy kawę i herbatę i delektujemy się klimatem miejsca. Potem jeszcze krótki spacerek nocą po oswietlonych nocnych uliczkach i wracamy do naszych hostów. Wieczorkiem Mohammed pomaga nam kupić bilety na dalszą drogę.