9 grudnia
Wstajemy, jemy śniadanie i ruszamy do miasta spróbować wymienić pieniadze. Pytamy w kilku miejscach. W końcu wymienia nam pani w centrum informacji turystycznej. Zamawiamy snapa i jedziemy 10km na koniec miasta, skąd ruszamy na pustynię. Ruszamy piechotą. Po drodze najpierw trąbi na nas cieżarówka i pan z niej daje nam cukierki. Potem pan z drugiej ciężarówki chce nam dać zimnej wody z termosu. A potem ze starej osobówki wybiega kolorowo ubrana dziewczyna i wręcza nam dwie pomarańcze. Wow. Najpierw trasa jest nudna, bo prowadzi drogą po obu stronach której lezą całe hałdy śmieci budowlanych. Ale kiedy skręcamy z głównej drogi w pustynię to zaczyna się już ładniej. Dochodzimy do części pustyni gdzie są piaszczyste wydmy. Nie ma ich bardzo dużo, ale wystarczająco byśmy poczuli się jak na piaszczystej pustyni. Jest tu pusto, ale widać dużo śladów motorów i terenówek - ewidentnie w weekendy jest tu trochę ludzi. Są też campingi pustynne, gdzie turysci przyjeżdżają spedzić noc na pustyni i cieszyć się pustynią o zachodzie słońca. Teraz są puste. Kiedy już nasyciliśmy się pustynią zaczynamy wracać. Wracamy do głównej drogi i po chwili zatrzymuje się pan ciężarówką (50 letni klimatyczny mercedes) i zaprasza nas do środka. Nasz pierwszy irański stop. Zabiera nas kilka kilometrów do granic miasta. Stamtąd bierzemy snapa w okolice naszego hosta. Robimy zakupy i wracamy do domu. Robimy duże pranie po 2 tygodniach.
Wieczorkiem gospodarze częstują nas plackami ziemniaczanymi do ktorych są gotowane buraki i gotowana rzepa.