Po drodze mamy fajne widoczki - po prawej mijawy góry o wysokości prawie 4tys metrów. Dojeżdżamy na dworzec na północy Isfahanu. Stamtąd bierzemy metro do centrum. Metro działa podobnie jak w Teheranie, bez problemu z niego korzystamy. W metrze zagaduje nas sympatyczny Afgańczyk, który zaprasza nas do swojego kraju. Mówi, że teraz już jest bezpiecznie i jest sporo turystów, zwłaszcza Niemców. Wysiadamy z metra i mamy w planie iść posiedzieć na Placu Imama, bo mamy 4h do czasu gdy nasz host wróci z pracy. Plac Imama to główny plac w mieście i popularne miejsce piknikowe. Wraz z otaczającymi go budynkami jest na liście Unesco. Idziemy na plac deptakiem obsadzonym drzewami - co za fajna odmiana po Teheranie i pustyni. Siadamy sobie na trawie. Ja piszę do Rasoola - Iranczyka, znajomego mojej znajomej. Rasool mieszka w Isfahanie. Nie ma teraz warunków by nas ugościć, ale chciał się spotkać gdy bedziemy w mieście. I okazuje się, że dziś będzie mial chwilę czasu. Po pół godziny przychodzi do nas, bo i tak miał załatwić sprawy tuż obok. W sklepie z pamiątkami obok kupuje prezenty, bo wybiera się na spotkanie do ambasady Rumunii i Finlandii. Rosool to jeden z zalozycieli TapPersia - biura przez ktore ubiegalismy sie o wizę i przez ktore kupowalismy ubezpieczenie na Iran. Biuro jest tak dobre, że obecnie obsługuje około 70% turystów zagranicznych przybywających do Iranu. Rasool mówi perfekcyjnym angielskim. To super odpoczynek po poprzednych hostach. Rasool opowiada nam, że od marca (czyli przez 8-9 mcy) Iran odwiedziło okolo 4000 turystów z Europy. Teraz tym bardziej rozumiemy dlaczego jesteśmy tu taką atrakcją. Jedziemy autem Rasoola do dzielnicy Jolfa. Rasool zaprasza nas na kawę. Opowiada na ileś naszych pytań o Iran i rozmawiamy na różne podróżnicze tematy.
A potem żegnamy się i idziemy do naszego hosta. Nasz host mieszka w części miasta gdzie niestety nie ma metra i idziemy do niego na piechotę 3km. Mahdi mieszka w swoim małym, ale bardzo przyjemnym mieszkanku. Mówi świetnie po angielsku i daje nam dużo swobody. Dostajemy klucze do domu i możemy czuć się u niego swobodnie. Świetnie nam się gada, więc na początek rozmawiamy ze dwie godziny. A potem on wychodzi na swoje spotkanie, a my odpoczywamy i idziemy wcześnie spać.
29 listopada
Wysypiamy się i na spokojnie ruszamy do miasta. Najpierw idziemy przez most Khaju. Bardzo ładny most dla pieszych z licznymi arkadami. Ludzie piknikują wokół mostu. Potem dochodzimy do centrum i najpierw idziemy zobaczyć Meczet Jameh Mosque czyli Meczet Piatkowy. To bardzo stary i wielki meczet wpisany na listę unesco. Potem oglądamy z zewnątrz Ali Mosque - to meczet z ogromnym minaretem. Meczety są wokół dwóch wielkich placów, a wszędzie dookoła placów kilometrami ciągnie się wielki bazar. Kupuję na bazarze pyszny sok z granata. Potem wracamy na Plac Imama (dowiadujemy się potem, że ludzie nie lubią tej nazwy, bo jest narzucona przez rz ad). Wokół placu są dwa wielkie meczety, pałac i główne wejście na bazar. Całość jest wpisana na listę unesco. Idziemy najpierw do pierwszego meczetu. Wstęp kosztuje 2 euro. Meczet wygląda przepięknie zarówno z zewnątrz jak i wewnatrz. Wchodzimy korytarzem pełnym niebieskich mozaiek do pomieszczenia z ogromną przepięknie zdobioną kopułą. Miejsce robi na mnie efekt wow. Architektura tutejszych meczetów jest po prostu przepiękna. Potem idziemy w drugą część placu do kolejnego meczetu - Sheikh Lotfollah mosque. Wstęp też kosztuje 2 euro. I to jest meczet, który bije na głowę wszystkie meczety, które kiedykolwiek widziałam. Jest ogromny, pełen mozaiek i ogromnych kopuł. Po prostu pełen zachwyt. W meczecie zagaduje nas jeden pan, który pokazuje nam kilka ciekawych rzeczy. A potem przy wejściu zagaduje nas drugi pan, który przedstawia się jako "King of the square" i opowiada nam jak był kiedyś w Krakowie. Zaprasza do swojego sklepu z dywanami, ale jesteśmy zmeczeni i odmawiamy. Wracamy powoli do domu i po drodze idziemy przez most Si-o-Se-Pol - również dla pieszuch, o bardzo ciekawej architekturze. Przy moście dużo ludzi piknikuje. Jedna rodzina zaprasza aby na chwilę do nich się dosiąść i bardzo ich cieszy nasza obecność. Potem idziemy zrobić zakupy (w niektórych miejscach nie tak łatwo znaleźć sklep) i wracamy do domu naszego hosta. Gotujemy obiad, a nasz host idzie jako osoba towarzysząca na urodziny jakiejś dziewczyny. Wieczorem słuchamy sobie podcastu o historii Iranu.