Wybieramy się dziś do Ani - odległego o 45km od Kars. Droga jest bardzo pusta, ale dwupasmowa w każdą stronę. Łapiemy najpierw ciężarówkę na pół trasy. Ja siedze na siedzeniu pasażera, a Pawłowi kierowca rozstawia taki wedkarski stołeczek. Dalej zabieramy się osobówką i kierowca zawozi nas pod samo wejście do ruin Ani. Ani to magiczne miejsce pod samą granicą z Armenią. Miejsce wpisane na listę unesco.
Tu wrzucę kilka opisów Ani:
Ani to była "licząca ponad 100 tys. mieszkańców stolica królestwa armeńskiego (obejmującego większą część dzisiejszej Armenii i część wschodniej Turcji), a także siedziba katolikosa - duchowego zwierzchnika Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego."
"To miejsce równie niegdyś potężne jak Konstantynopol, Kair, Bagdad."
"Miasto Ani u szczytu rozwoju znajdowało się w X i XI wieku."
"W mieście wznosiło się około tysiąca kościołów. Pozostałości zachowały się jedynie po dziesięciu z nich. Domy mieszkalne zostały praktycznie zniszczone. Miasto było centrum handlowym na Jedwabnym Szlaku i innych szlakach handlowych, które prowadziły do Anatolii."
Słyszałam o tym miejscu jeszcze będąc na studiach. No i udało mi się przyjechać je zobaczyć. Wstęp kosztuje 180 lir czyli około 25zł. Wchodzimy na ogromny teren który robi niesamowite wrażenie. Pośrodku wielkiej, płaskiej przestrzeni stoi kilka ruin. Dookoła są głębokie kaniony rzeki i jej dopływów. Klimat jest nieziemski. Chodzimy i zwiedzamy ze dwie godziny. Ruiny kościołów położone są w niesamowitym krajobrazie. Największe wrażenie robi na nas kościół Tigran Honents położony nad samą krawędzią kanionu. Są tu ruiny kosciołów i meczetów, jest cytadela z niesamowitym widokiem. Jest sporo turystów - właściwie sami Turcy. Jeden pan pyta się skąd jesteśmy i zaczyna do nas mówić sporo po polsku mieszając to z angielskim. Był 7 razy w Polsce, trochę mieszkał w Poznaniu, handlował samochodami. "Jestem handlowiec" - mówi. Po zwiedzeniu Ani ruszamy powoli pustą drogą w kierunku Kars. Mija nas kilka aut, ale są pełne. W końcu zabiera nas fajna para z Istanbulu, która przyjechała tu do jego rodziny i przy okazji zwiedzają okolicę. Jedziemy z nimi pół drogi. Zaraz potem zabiera nas druga, starsza para z Kars. Trudno się z nimi dogadać, ale są bardzo sympatyczni i zabierają nas do centrum Kars.