Jesteśmy w Kars przed 14tą. Nie spodziewalismy się, że uda się tak szybko. Idziemy na pierwsze zakupy do sklepu Bim, który lubiliśmy ostatnio. Potem znajdujemy ławeczki i siadamy. Mamy 3h czekania na naszego hosta, który ma być w domu po 17tej. Jest zimny wiatr, jesteśmy wśród gór na wysokości około 1700m. Podchodzi do nas sympatyczny chłopak i zaczynamy rozmawiać. Pyta czy czegoś nie potrzebujemy. Ma 17 lat i jest Kurdem. Pochodzi z Kars, ale kończy szkołę średnią w zachodniej Turcji. Rok temu był na rok w Stanach i za rok gdy skończy szkołę znów tam leci. Opowiada, że tu nie może być tu tym kim jest, nawet gdy kogoś poznaje nie podaje swojego prawdziwego kurdyjskiego imienia, więc chce żyć w Stanach. Potem podchodzi do nas dziewczyna, ktora mówi tylko po turecku, rozmawiamy chwilę przez translator. Jest zimno, więc chcemy się ruszyć i usiąść w knajpce. Idziemy kawałek, wchodzimy do jednej z knajpek i zamawiamy herbaty używając translatora. Pani przynosi nam herbaty i dodatkowo trzy rodzaje słonego ciasta z serem, grzybami i bakłażanem jako poczęstunek dla nas.
Przed piątą idziemy do domu naszego hosta. Alpay zgodził się nas ugościć na 3 noce w Kars. Mieszka w pięciopietrowym bloku, na ostatnim piętrze. Kars to w większosci takie właśnie 4-5 pietrowe bloki. Nasz gospodarz czeka na nas i na początku mówi do nas: mój dom jest waszym domem i możecie korzystać ze wszystkiego. Dostajemy swój pokoik. W mieszkaniu jest bardzo ciepło i czysto. Alpay słabo mówi po angielsku i czasem nie wszystko rozumie, ale jakoś się dogadujemy. Jest pasjonatem tutejszych wysokich gór - był na Araracie, Kazbegu, Elbrusie. Pracuje w miejscowym urzedzie i dużo pracował z ludźmi w terenie gdzie było trzęsienie ziemi. Oglądamy razem kawałek filmu "Wspinaczka" ("The climb"), ale jest już późno, więc umawiamy się na dokończenie go potem.
15 listopada
Wstajemy rano i ruszamy przez miasto na wylotówkę. To 6 kilometrów pieszo i możemy sobie na spokojnie patrzeć po drodze na lokalne klimaty.