Wysiadamy na wysokości 600m, ale jest to dno głębokiej doliny i jest zimno. Na szczęście zabiera nas drugie przejeżdżające auto. Dwóch panów jedzie do Zugdidi. Rozmawiamy po rosyjsku. Pan mówi nam m.in. że w gruzińskim alfabecie są 33 litery. Wysiadamy w Zugdidi koło 17tej i idziemy za miasto znaleźć miejsce pod namiot. Miasto ciągnie się dalej niż ba mapie. W końcu koło zmroku wchodzimy w boczną drogę i widzimy dziwny obrazek - pola uprawne ogrodzone wysokim drutem kolczastym. Paweł na skojarzenie z Majdankiem. Obok jest budka strażników z wieżyczką obserwacyjną. O co tu chodzi? Podchodzimy do pana i pytamy o miejsce pod namiot. Generalnie zaprasza wszedzie gdzie nie jest ogrodzone. Rozbijamy namiot w rogu przy siatce 100m od wieżyczki. Jemy kolację. W miedzyczasie jest zmiana i nowy straznik przychodzi zagadać i zobaczyć co my za jedni. Bardzo fajnie nam się gada, pan zaprasza nas na wino. Odmawiamy, bo czujemy się dość chorzy i chcemy odpocząć i się wygrzać. Pan mówi, że jesteśmy pod kamerami i że jesteśmy tu bezpieczni i będzie nas pilnował. Mega jestem ciekawa co to za miejsce.
9 listopada
Wstajemy po 8mej, pakujemy się i w drogę. Żegnamy się ze strażnikami. Czego pilnują pozostanie dla nas zagadką. Wracamy do głównej drogi i łapiemy stopa. Po chwili jedziemy z bardzo ciekawym kierowcą z Abchazji, który od iluś lat mieszka w Zugdidi. Jedzie do Kutaisi, a nam potrzeba wysiąść po drodze, w miasteczku Senaki. Rozmawiamy całą drogę. Nasz kierowca pracuje w urzędzie przy paszportach i innych dokumentach. Wysiadamy, przechodzimy kilometr na wylotówkę, robimy zakupy i nabieramy wodę z kranika.