Przechodzimy niecałe 100m i zabiera nas pierwsze auto. To bus wynajęty przez Litwinów, ktorzy zwiedzają Gruzję. Zabierają nas do Mestii. Z Litwinami rozmawiam sobie po angielsku. Jutro już mają samolot i wracają do domu. Droga jest bardzo malownicza. Jedziemy przez przełęcz, z której w obie strony są przecudne widoki. Wioski, kamienne wieże i bardzo wysokie, ośnieżone góry. W Mestii idziemy do apteki po krople do nosa i do zwykłego sklepu po chusteczki i papier toaletowy. I dopadamy pyszny, ciepły, duży chlebek w lokalnym stylu za 3zł. A potem idziemy w miejsce zaznaczone na mapie na obrzeżu Mestii jako dobre pod namiot. Szału nie ma, ale jest ok. Obok płynie mały potoczek, z ktorego filtrujemy i gotujemy wodę. Rozstawiamy namiot, a towarzyszy nam jak zwykle jakiś pies, tym razem mieszaniec z owczarkiem kaukaskim. Robimy herbatkę i gotujemy obiadek. I opatulamy się w co się da by jak najszybciej się wyleczyć.
8 listopada
Prognoza na szczęście się nie sprawdza i zamiast mroźnej nocy mamy mgłę i plusowe temperatury. Wstajemy rano. Piesek, który szedł z nami wieczorem spał całą noc koło namotu. Czujemy się dalej chorzy. Chcieliśmy iść na jeziorka Koruldi skąd jest wspaniała panorama, ale jest tam 1300m podejścia w pionie i na rozum odpuszczamy. Pogoda robi się przepiękna. Bezchmurne, niebieskie niebo i ośnieżone szczyty dookoła. Robimy sobie spacerek po Mestii. Podchodzimy pod wieże, wychodzimy kawałek ponad miasteczko. Kamienne wieże z ośnieżonymi górami w tle wyglądają obłędnie. Ponad miasteczkiem spotykamy starszą Azjatkę, która próbowała przejść przez płot z drutu kolczastego wokół pastwiska i w nim utknęła. Pomagamy jej wyjść. Chce iść na jakieś atrakcje, ale nie ma mapy, nie mówi po angielsku, próbujemy jej coś napisać translatorem. To było ciekawe spotkanie. Po ciekawym spacerku robimy małe zakupy i wychodzimy na wylotówkę na stopa. Ruch jest niewielki, ale po 20 miutach zabiera nas bardzo fajny chłopak ponad 60km. Widoki przez pierwsze kilometry za Mestią zapierają dech w piersiach. Widzimy ileś gór, w tym Uszbę na tle bezchmurnego, niebieskiego nieba. Nasz kierowca jest gitarzystą i gra w zespole wykonującym tradycyjną gruzińską muzykę w kawiarni w Mestii.