Krajobraz dookoła jest magiczny - wielkie, białe góry, od około 3tysięcy w chmurach. Dochodzimy na przełęcz 2600m i zaczynamy schodzić w dół. Idziemy przez coraz większe błoto i nagle, na granicy tego głota widzimy auto na blachach z Armenii i dwóch chłopaków. Pytają się o stan drogi dalej i zawracają. I pytają czy potrzebujemy podwózki do Usghuli. Z radością wsiadamy. Chłopaki są z Portugalii na 10-dniowej wycieczce po Gruzji i Armenii. Zostawiają nas w centrum Usghuli. Jest zmrok. Miejsce robi na nas niesamowite wrażenie. Przecudne góry, słynne wieże. Wow! Idziemy na miejsce oznaczone na mapie jako darmowa miejscówka namiotowa. Przechodzimy przez mega klimatyczne podwórka wśród wież. Dochodzimy na miejsce, a tam miejsce na pół namiotu. Ale jesteśmy przemęczeni, przemoknieci i nie mamy siły szukać dalej. Jakoś wciskamy się z naszym namiocikiem. Przebieramy się, wskakujemy w śpiworki, gotujemy herbatkę i obiadek.
7 listopada
Ciężko nam się śpi bo mamy katar i zatkane mocno nosy. Budzimy się w temperaturze -2 stopnie i w zamarzniętym na sztywno namiocie. Pierwsze, pomarańczowe promienie słońca oświetlają szczyty dookoła. W oddali widzimy Shkharę - najwyższy szczyt Gruzji. Poniżej nas kamienne wieże we mgle. Jest przepięknie. Jemy śniadanie i składamy zmrożone rzeczy. Schodzimy w dół do Usghuli i chodzimy sobie pośród kamiennych wież. Jest bardzo klimatycznie. Spotykamy mijanego wczoraj Holendra rowerzystę, który wczoraj, już po nocy też dotarł do Usghuli i spał na kwaterze. Jest mnóstwo psów - i tu już sporo jest wielkich psów, mixów z owczarkiem kaukaskim. Po przejściu przez wioskę decydujemy się na spacer doliną do lodowca Shkhara. Chmury zasłoniły szczyty, które mają więcej niż 3tys metrów, więc cieszymy się spacerkiem w dolinie. Koło południa zatrzymujemy się i suszymy na słońcu namiot i płaszcze od deszczu. Wiemy, że kolejna noc ma być bardzo zimna (tu w Usghuli -10 przez pół nocy), więc chcemy mieć wysuszony namiot by nie zamarzł znów na sztywno. A potem ruszamy dalej doliną. Towarzyszy nam jeden z psów, który przyłączył się do nas w Usghuli. Na zmianę jest słońce lub pada śnieg. Jest przepięknie, wokół nas jest mnóstwo ośnieżonych szczytów, choć te najwyższe są w chmurach. Idziemy z 5km i decydujemy się zawrócić. Lodowiec widzimy już z daleka, a pogoda się pogarsza. Wieje bardzo zimny wiatr i chwilami jest zadymka śnieżna. Kiedy dochodzimy do początku doliny znów pojawia się słońce choć jest dalej wiatr i zimno. Z doliny wyjeżdża ciężarówka pracująca przy budowie przepustów. Sympatyczny kierowca zaprasza nas do środka. Przejeżdżamy z nim Usghuli i jedziemy 15km dalej w kierunku Mestii. Całą drogę fajnie rozmawiamy po rosyjsku. Pan mieszka w Tbilisi, ma tam swoją restaurację i zaprasza nas do siebie w gości. Na nocleg, oboad i na wino. Tylko my już nie planujemy wracać do Tbilisi. Droga z Mestii do Usghuli jest ciągle budowana na odcinku od strony Usghuli. Dalej jest już gotowa - dobra, betonowa droga. Wysiadamy koło bazy firmy gdzie pan pracuje. Pan nam obok pokazuje źródełko z dobrą wodą. Do Mestii mamy jeszcze 27km.