3 listopada
Wstajemy rano. Kropi deszcz, a wokół namiotu i tarpa kręcą się dwie świnki. Jemy śniadanko, pakujemy się i idziemy do reszty ekipy. Oni mieli śniadanie na kwaterze. Zostawiamy u nich plecaki i ruszamy razem na wycieczkę. Pada i ma padać cały dzień wiec chcemy przejść się boczną doliną i zobaczyć wioski w bocznej dolinie. Idziemy kilkanascie kilometrów w jedną stronę. Mijamy kilka wiosek. Bardzo wiele domów jest opuszczonych. Domy są w większości drewniane, bardzo duże, ładne i mają ogromne przeszklone werandy na parterze i na piętrze. Ludzi nie widać, pewnie dlatego, ze pada. Jedynie po dymie z komina lub praniu suszącym się na werandzie można zobaczyć, że są tu ludzie. Wracamy zmęczeni, ale zadowoleni. Idziemy do centrum Oni, do lokalnego baru, który polecała nam Ania, gdzie dają Chinkali po 1 lari za sztukę. Potem idziemy jeszcze do sklepu i w ulewnym, niekończącym sie deszczu idziemy na kwaterkę. Robimy grzańca, jemy różne dobre rzeczy i spędzamy miło wieczór na tarasie, a w tym samym czasie na zewnątrz jest najwieksza faza zlewy. Koło 23ciej już prawie nie pada. Idziemy rozbić namioty i szybko zasypiamy.