31.10
Nasz host śpi długo, więc my aby go nie budzić też wstajemy przed 10tą. Paweł czuje się dużo lepiej, tylko trochę osłabiony. Zgrywamy zdjęcia, uzupełniam bloga, robimy małe pranie. Przed 12tą ruszamy. Idziemy na marszrutkę nr 30 do Tskaltubo.
Tu mała wstawka z bloga dookolapodrozy.pl o tym co to było za miejsce:
"Tskaltubo znane było już od wieków jako miejsce uzdrowiskowych źródeł i leczniczych wód. Po licznych badaniach na początku XX wieku zostało oficjalnie uznane jako miejsce uzdrowiskowe.
W latach 50. XX wieku architekci zaprojektowali budowę 19 sanatoriów na planie okręgu dookoła parku w centrum miasta, gdzie znajdowały się obiekty rekreacyjne i łaźnie z leczniczą wodą. Już w 1953 roku miasto Tskaltubo zostało niezwykle ważnym ośrodkiem wypoczynkowym dla sowieckiej elity. Pociągiem można było dostać tutaj bezpośrednim pociągniemy aż z Moskwy.
Faktycznie dookoła centralnego parku wybudowano 22 sanatoria i 9 łaźni (w tym jedną tylko dla Stalina). (...) Z czasem, a dokładnie po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku miasto całkowicie obumarło. Zostało rozgrabione z tego co dało się spalić, sprzedaż lub ponownie wykorzystać. (...) Na przełomie lat 1992-1993 rząd postanowił wykorzystać opuszczone sanatoria i umieścił tutaj obywateli wewnętrznie przesiedlonych (IDP) po wojnie w pobliskiej Abchazji. Szacuje się, że Tskaltubo stało się domem dla około 9-12 tysięcy mieszkańców."
No więc do takiego niesamowitego miejsca pojechaliśmy. Zwiedzanie opuszczonych sanatoriów, częściowo wchłoniętych przez przyrodę jest niesamowite. Najpierw poszliśmy do całkowicie opuszczonego sanatorium Sakartvelo. Chodzimy po opuszczonych pokojach, schodach, korytarzach, łazienkach. Potem również zupełnie opuszczone i chyba najbardziej znane sanatorium Medea. Rzeczywiście bardzo ładne. O kolejnym sanatorium - Metalurgist - słyszeliśmy, że jest tam dziwna sytuacja - jest częściowo zamieszkane przez mieszkańców Abhazji i jedna kobieta zaczęła pobierać od turystów po 8zł za wstęp - nie mając do tego żadnego prawa. Jednak jest tak bardzo agresywna, że turyści albo potulnie płacili albo uciekali. Podchodzimy pod to sanatorium i widzimy już z zewnątrz, że tu żyją ludzie. Podchodzę pod główne dziurawe drzwi i robię przez drzwi fotki głównego holu z wielkim żyrandolem. Po chwili przychodzi pan i mówi, że tu trzeba zapłacić aby pooglądać w środku. Mówimy, że dziękujemy, z zewnątrz nam wystarczy i grzecznie żegnamy się z panem. Odchodzac widzimy, że do pana zeszła szybko jakaś kobieta - ciekawe czy to ta legendarna z opinii na googlu :) My tymczasem idziemy dalej. Przechodzimy przez park sanatoryjny i idziemy do opuszczonej łaźni nr 5. Jest piękna i niesamowicie porośnięta bluszczem. I na koniec jeszcze jedno sanatorium - Imereti. Przez lata było zamieszkiwane przez ludzi z Abhazji, a ostatnio już tam nie mieszkają i można pozwiedzać. Tu jest niesamowicie. Kręcone schody, sala balowa, kolumny.