Wysiadamy przy głównej drodze i przechodzimy kilkaset metrów do stacji benzynowej. Stamtąd po chwili zgarnia nas sympatyczny pan z ktorym zabieramy się do Gori. Fajnie rozmawiamy i dostajemy od niego wodę mineralną. Wysiadamy przy zjeździe z głównej drogi na Gori. Stąd do centrum jest 5km. Ze względu na Pawła nogę nie idziemy tylko łapiemy stopa. I po chwili zabiera nas pan Toyotą Prius (Gruzja jest ich pełna). Zabiera nas do centrum i wywozi za most w kierunku Uplistsikhe. Daje nam duży fajny chleb na drogę. Stamtąd dalej zabiera nas kolejny pan, który niby nie lubi Europy ale dla nas jest bardzo serdeczny. Wywozi nas na krzyżówkę, skąd zostało nam już tylko 6km. Skręcamy w naszą drogę, wyciągamy kciuka i zabiera nas pierwsze auto. Kierowca jest mega sympatyczny. Był w Polsce, mieszkał kilka miesiecy u ludzi i bardzo lubi Polaków. Opowiada nam co lubił w Polsce, a my jemu co lubimy tutaj. Zawozi nas na parking pod wejście do skalnego miasta i na pożegnanie daje wielką siatę jabłek. Jest pół godziny do zamknięcia, a my jesteśmy zmęczeni. Postanawiamy zwiedzanie przełożyć na nastepny dzień. Na straganie kupujemy winko na wieczór. Idziemy 200m nad rzekę i znajdujemy świetne miejsce pod namiot. Jest bardzo ciepło. Rozkładamy karimatę pod namiotem, jemy kolację i pijemy wino.
29.10
Wysypiamy się. Jest piękny, słoneczny poranek nad rzeką i w namiocie robi się szybko gorąco. Zjadamy śniadanko i powoli się pakujemy. Po 10tej ruszamy do wejścia do skalnego miasta. Jest gorąco jak w lecie, a mamy ostatnie dni października. Wstęp kosztuje 24zł. Nie można przy kasie zostawić plecaków, więc wchodzimy z nimi do środka i zwiedzamy na zmianę. Uplistsikhe jest zupełnie inne niż Vardzia. Jest dużo starsze, z IIIgo wieku przed naszą erą. Są różne pomieszczenia w skałach lub ich pozostałości. I piękne widoki na okolice. Po obejrzeniu skalnego miasta zaczynamy wracać w kierunku Gori. Prawie nic nie jedzie, więc zaczynamy iść piechotą. Krajobraz wokół skalnego miasta jest niesamowity. Pustynne skały układające się w ciekawe kształty. Po przejściu ponad kilometra zatrzymuje się dla nas miejscowy chłopak, który zabiera nas do Gori i co fajne, nie tylko do centrum, ale w północną część miasta. Po drodze kupuje nam wodę, która właśnie nam się skończyła. Wysiadamy, znajdujemy sklep i robimy małe zakupy. A potem idziemy niecałe 2km na wylotówkę. Wchodzimy na autostradę, a tam stoi kilkoro miejscowych czekających albo na znajomych, albo na busa. I po chwili przyjeżdża para autostopowiczów z Niemiec, którzy są na rok na wolontariacie w Akhaltsikhe. Wymieniamy się kontaktami i zapraszają nas do siebie gdybyśmy byli w ich miasteczku. Dają nam do spróbowania świetny wypiek, który jest tylko z tego regionu, dostali go właśnie od poprzedniego kierowcy. Po chwili zatrzymuje się auto, które jedzie do Kutaisi. Im niezbyt pasuje, nam bardzo. Więc my wsiadamy, a oni dalej łapią stopa.