23.09
Budzę się w dużo lepszym stanie. W końcu nie boli mnie brzuch i nie jest mi mdło. Za to jestem bardzo słaba. Zjadam delikatne śniadanko w postaci bułki z bananem. Nie mam ochoty jeść, ale też mnie od jedzenia nie odrzuca. Nasze miejsce noclegowe jest całe we mgle. Teraz widzimy pajęczyny na każdym krzaczku całe w kroplach rosy - cudowny widok. Koło 9tej ludzie zaczynają przyjeżdżać autami na sąsiednie działki, więc powoli zwijamy namiocik i idziemy 2km do miasteczka Razlog. Bo tam jest Lidl. Robimy w Lidlu zakupy na przejście Pirinu. Ja próbuję coś powoli jeść - na razie wchodzi ryż z cynamonem. Idziemy kilometr do centrum miasteczka. Bardzo nam się tu podoba, bo jest tak prowincjonalnie. Kiosk z papierowymi gazetami, dzieci biegające po parku, knajpki z parasolami typowo dla lokalsów, pan siedzący na ławce i czytający gazetę. Dziś jest mega upalny i parny dzień. Siadamy przy fontannie w cieniu drzew i odpoczywamy. A potem ruszamy już w kierunku Pirynu. Po drodze na pustkowiu są kraniki, więc nabieram wodę w butelki i idę w krzaki umyć się po kilku dniach. Nasza dalsza trasa idzie pod górę ulicą wśród resortów. Idzie mi się bardzo ciężko, zupełnie nie mam sił. Robimy postój przy wjeździe do klubu golfowego - wychodzi do nas pan z ochrony, bo widzi, że idziemy w góry. Mówi:
Mój brat pracuje w schronisku Tevno Ezero (4 dni drogi dalej), tam jest bardzo fajnie, mają 4 konie i muła i bardzo dobre zakąski. Dochodzimy pod granicę parku narodowego i Paweł znajduje świetne miejsce w zaroślach do spania - jeszcze poza parkiem, w dziczy, nikt nas tu nie znajdzie. Więc możemy sobie spokojnie rozbić wcześnie namiot i odpoczywać.