9.09
Wysypismy się, jemy spokojne śniadanie. Jest przyjemny, chłodny poranek. W końcu ruszamy przed 12tą. Idziemy polami, schodząc w dół. Po drodze mijamy kilka jeziorek. Dochodzimy do schroniska, obok którego jest wiatka i woda, więc robimy tam postój. Dalej idziemy przez las mijając zarośnięte częściowo jeziora. Dochodzimy do leśnej drogi, którą będziemy iść przez kolejne 10km. Droga schodzi na dno stronej doliny. Jest coraz wiecej skał. W pewnym miejscu przechodzimy pod niesamowitym skalnym mostem. Dochodzimy do doliny potoku i gotujemy obiadek. A potem idziemy dalej drogą wzdłuż potoku. Teren jest mocno krasowy. Potok płynie, a potem totalnie znika, a potem znów płynie. Dolina jest piękna i głęboka. Mamy skalne ściany po obu stronach i zadzieramy głowy do góry by zobaczyć ich wierzchołki. Dochodzimy do głównej drogi i idziemy nią pod górę w kierunku wioski Trigrad. Po chwili wchodzimy w niesamowity kanion. Głęboki, ciasny, a w jednej jego ścianie wykuta jest droga. Jest niesamowicie. Przechodzimy przez 100 metrowy tunel, a zaraz za tunelem jest parking, restauracyjki, pamiątki i największa atrakcja w okolicy: jaskinia "Devils Throat". Bilety do jaskini są po 10 lew (23zł). Za 20 minut jest ostatnie wejście. Decydujemy się zobaczyć co to takiego. Zostawiamy plecaki w barze przy kasie. Przewodnik (który ponoć opowiada mega ciekawie) mówi tylko po bułgarsku. My dostajemy kartkę A4 z informacjami o jaskini po angielsku i zostajemy poinstruowani, że możemy iść przez jaskinię sami, bo jest jedna droga i jest oświetlona. Mamy więc jaskinię przez chwilę tylko dla siebie. Idziemy najpierw sztucznym korytarzem do wielkiej komory - to ponoć największa komora w bułgarskich jaskiniach. Przez dno jaskini przepływa rzeka. Idziemy "balkonikami" ponad rzeką. A na koniec jest 230 schodków baaaardzo stromo do góry. To sprawia, że jaskinia jest nie dla wszystkich. Wracamy po plecaki i ruszamy dalej w górę do Trigradu w nadzieji na sklep. Sklepów tu jest kilka. Siadamy przy jednym, kupujemy radkera, piwo i chipsy na już i chleb i pomidory na potem. Siedzimy przy stoliku pod sklepem, patrzymy na zachodzące za górą słoneczko i upajamy się klimatem spokojnej wioski. Wioska jest w dolinie, a dookoła niej są kilkuset metrowe, ogromne skały. A potem idziemy na koniec wioski doliną, za zabudowania i znajdujemy spokojne miejsce tuż obok budującego się małego parku linowego. 100m dalej, przy drodze jest wypasiony kranik z wodą (z budyneczkiem, stołem i ławkami). Nabieramy wodę i gotujemy kolację. Do 10tej przez dolinę niesie się pieśń bałkańsko-dyskotekowa.