Na końcu mierzei, przy Pomorie, jest trochę knajpek i domków starego typu do wynajęcia. Jest też parking z autami obklejonymi całkowicie meszkami. Kiedy schodzimy w końcu z mierzeji i wchodzimy do miasta meszek już nie ma i możemy odetchnąć. Znajdujemy kranik z wodą pitną i pijemy do woli. Robimy też śniadanko przy kraniku i napełniamy butelkę. A potem idziemy na wylotówkę, bo chcemy dalej podjechać stopem. Najpierw próbujemy łapać stopa w mieście, ale jest tak sobie. Więc wychodzimy za miasto na stację benzynową przy głównej drodze. Tam już dość szybko łapiemy stopa do Burgas. Kierowca nie ma siedzeń z tyłu, więc jedziemy na podłodze. Sympatyczny pan mówi po angielsku - pracuje przy sportach wodnych i jedzie właśnie po klientkę. Wysadza nas na samym początku Burgas.