18.08
Wstajemy o świcie o 6tej i zwijamy najpierw namiot. Potem krótkie śniadanko. Paweł chce zrobić poranną kawkę i wtedy orientujemy się, że nie mamy ani zapałek ani zapalniczki. Normalnie każde z nas nosi i jedno i drugie. Ale ponieważ lecieliśmy dwa razy samolotem, to stwierdziliśmy ruszając z Lublina, że kupimy sobie w Sofii. I totalnie o tym zapomnieliśmy, że nie mamy czegoś czego normalnie nigdy z plecaków nie wyjmujemy. A połowę jedzenia mamy na sucho. No nic - najwyżej będziemy coś kupować w schroniskach lub zejdziemy wcześniej. Więc ruszamy. Cała droga od przełęczy, przez schron aż do schroniska 2km dalej od miejsca gdzie spaliśmy to szutrowa droga którą można jechać samochodem osobowym. Schronisko które mijamy po 2km to hotelik, pod którym stoją zaparkowane osobówki. Ale od tego miejsca dalej jest już normalna górska ścieżka. Już od 9tej słońce daje się we znaki mimo, że jesteśmy na około 1600m. Jako, że jest bardzo sucho to nosimy ze sobą bardzo dużo wody. Kiedy idziemy przez las jest przyjemnie, ale jak wchodzimy na otwarty teren i idziemy pod górę to pocimy się bardzo. Zwłaszcza, że mamy bardzo ciężkie plecaki spakowane na cztery pory roku i mrozy do 20 stopni. Wiele z miejsc gdzie są zaznaczone źródła jest wyschniętych. Ale około południa spotyka nas przemiła niespodzianka. 50 metrów od szlaku jest opuszczona chatka, a przy niej w cieniu świerków źródełko. Źródełko ciurka delikatnie do koryta, a potem zanika. Robimy tu godzinną przerwę. Myjemy się od stóp do głów polewając sie kubkami zimnej wody. Robimy pranie. Po godzinie ruszamy dalej. Dochodzimy do schroniska Dobrila. To hotelik - ponoć najbardziej "wypasiony" w tych górach. Ma bardzo fajny tarasik ze starymi, drewnianymi ławeczkami. Jest koło 12tej. Postanawiamy zrobić sobie siestę i przeczekać tu największy upał zanim ruszymy dalej. Ceny jedzenia w schroniskach są trochę niższe niż w Polsce, ale dużej różnicy nie ma. Paweł zamawia sobie piwko, ja kompot. I nagle tuż obok słyszymy język Polski. Adam i Ania z Gdańska idą z plecakami piechotą całą Starą Planinę. Czyli całą Bułgarię od zachodu na wschód. To ponoć bardzo ważny szlak dla Bułgarów. Najważniejszy szlak długodystansowy tutaj. Są do niego książeczki i pieczątki na trasie. My idziemy nim tylko 3 dni akurat przez najwyższą jego część. Dopytujemy się naszych nowych znajomych o różne rzeczy dotyczące tutejszych gór i schronisk. Dzięki nim możemy ugotować obiad, bo użyczają nam swojej zapalniczki. Po 16tej ruszamy dalej. Z tego schroniska wychodzi sie w najwyższą część Starej Planiny. Schronisko jest na 1804m, a najbliższa góra Ambaritsa ma 2166m i dalej idzie się już wysokimi górami. Większość ludzi robi sobie intensywny dzien całą granią i przechodzi te góry od schroniska Dobrila aż po Botev (najwyzsza gora Starej Planiny). My decydujemy się wykorzystać chłodniejszy wieczór i przenocować gdzieś po drodze. Podejście jest długie, męczące i jest ciągle jeszcze ciepło. W końcu dochodzimy na piękny, kopułowaty szczyt, a na szczycie niespodzianka - malutki schron. Wyobraźcie sobie łóżko 150x220cm. To takie łóżko obudowane metalowymi ścianami i 2cm piankową izolacją, dachem i piorunochronem. Coś wymarzonego dla nas ze szczytu widoki w każdą stronę. Jesteśmy zachwyceni. Mało tego - w schronie pozostawiane rzeczy przez poprzednich turystów. Jest zapalniczka! Jesteśmy przeszczęśliwi. Poza tym 1,5l wody, chałwa, prezerwatywa, papierosy. Każdy znajdzie coś co mu uratuje zadek - dla nas zapalniczka była marzeniem. Zostawiamy za to pudełeczko z solą, bo się okazało, że nieskonsultowawszy wzięliśmy z Polski dwa. Wieczór jest piękny i bezwietrzny. Siedzimy patrząc na góry ze schronu popijając herbatkę i kawkę. Nagle pod sam schron podchodzą dwie kozice. Jedna duża, a druga malutka. Nie boją się, pasą się blisko nas. Z naszej góry widać trasę na kolejny dzień - to już nie połoniny - bedzie skaliście. Przez wieczorne przełęcze przelewają się mgły. Jest bajkowo. Kiedy jest już prawie totalnie ciemno na szczyt dochodzi człowiek. Liczył na schron, no ale już my go zajęliśmy. Więc rozbija po sąsiedzku namiot. Mówimy, że gdyby pogoda stała się ekstremalna w nocy to niech przychodzi i będziemy się cisnąć.