Przed 17tą dojeżdżamy do Karnare. Wysiadamy z sauny i wita nas powiew gorącego powietrza. Zastanawiamy się jak to będzie w tych górach, bo ostatnie kilometry jechaliśmy wzdłuż nich i były totalnie suche. Większość rzek wyschnięta. Góry sprawiają wrażenie pustyni.
Ze stacji idziemy do centrum wioski z nadzieją na sklep. Sklep który mamy zaznaczony na mapie istniał pewnie ze 20 lat temu. Ruszamy więc dalej. Jedyne co jest otwarte w wioseczce to mały kiosk gdzie pani sprzedaje chyba jakies ubezpieczenia, cos do telefonów i... lody. Kupujemy dwa lody, szcześliwy, bo upał jest ogromny. Okazuje się, że pani z kiosku mówi po angielsku i okazuje się, że sklep jest tylko nie w centrum wioski tylko z boku za szkołą. Idziemy tam i wychodzimy z wodą, piwem i radlerem z lodówki. Teraz to już możemy iść w góry. Idziemy na koniec wioski i łapiemy stopa.