Powoli zaczynamy wracać do Edynburga. Pierwszy stop to sympatyczny chłopak w własnoręcznie robionym kamperze. Zabiera nas przez miasteczko Portree (bardzo ładne i klimatyczne) do Sligachan. Tam z chmary gryzących meszek zabiera nas sympatyczna dziewczyna, która pracuje tu na campingu. Jedziemy z nią do Broadford. Tam wysiadamy koło 20tej. Idziemy kawałek szukając dobrego miejsca na stopa. Po drodze zajadamy się przydrożnymi jeżynami. Gdy znajdujemy zatoczkę myślimy o jakimś jeszcze krótkim stopie na dzisiaj do fajnego miejsca gdzie można się przespać. Zatrzymuje się po chwili sympatyczny pan, który jedzie aż na południe jeziora Loch Ness. W czasie 2 godzinnej podróży opowiada nam dużo o górach i fajnych trasach i miejscach na górskie wycieczki. Dojeżdżamy z nim do miasteczka Fort Augustus na południowym brzegu jeziora Loch Ness. Zabiera nas w miejsce 1km od centrum gdzie na brzegu jeziora śpią sobie turyści w namiotach i hamakach na dziko. Na całym brzegu są ze 4 namioty. Jest już ciemno, po 22giej. Rozbijamy namiot i idziemy się kąpać w krystalicznej wodzie jeziora. Pływają z nami bardzo oswojone kaczki.
11.08
Cały poranek leje deszcz. Nie spieszy nam się więc ze wstawaniem. Koło 9tej deszcz przechodzi i śniadanie jemy już w pierwszych promieniach słońca. Miejsce nad jeziorem jest śliczne. Zwijamy namiot i idziemy zwiedzać miasteczko. Na samym środku jest kilka śluz na Kanale Kaledońskim, który łączy wschodnie wybrzeże Szkocji z zachodnim. Akurat przeprawiają się cztery żaglówki. Śluzy są w pełni zautomatyzowane i nie przypominają drewnianych, zabytkowych śluz na Kanale Augustowskim, którym płynęliśmy dwa tygodnie temu. Pijemy herbatkę, korzystamy z wifi i koło południa ruszamy dalej.
Autostop w Szkocji działa świetnie. Średnio czekamy 15 minut, często dlatego, że jest mały ruch. Ludzie są bardzo serdeczni. Mamy za to problem z zatoczkami. Na skrzyżowaniach głównych dróg nie ma tu zatoczek przystankowych i w ogóle prawie nie ma tu przystanków. Przez całe nasze stopowanie po Szkocji może ze 3 razy udało nam się znaleźć przystanek. W pozostałych przypadkach korzystaliśmy z parkingów. Często potrzebowaliśmy przejść kilometr albo dwa za skrzyżowanie by znaleźć przydrożny parking. Powrót z Fort Augustus do Edynburga w ogóle nie miał fajnych miejsc do stopowania. Więc zaczęliśmy łapać stopa po prostu na drodze, w miejscach gdzie auta jadą wolniej i okazało się, że to tu działa. Ludzie normalnie zatrzymują się na środku drogi, a inni bez trąbienia ich omijają. Najpierw sympatyczna para Niemców zabiera nas do Spean Bridge. Potem starsza pani podwozi nas do Roybridge. A potem z lokalnym miłośnikiem wspinaczki jedziemy busikiem do Laggan. I stamtąd zabiera nas małym autkiem chłopak, który jedzie aż do Edynburga. Przegadujemy z nim całą trasę. Jest lokalnym szefem kuchni, specjalizuje się w wypiekach i bardzo lubi swoją pracę. Wkrótce razem ze swoim mężem przeprowadzają się na stałe do Berlina. Jedziemy z nim przez skraj parku narodowego Cairngorms, przez Perth i wysadza nas w Edynburgu 4km od domu naszych przyjaciół. Ścieżką wzdłuż kanału wracamy do ich domku.