Zatrzymuje się pan jadacy do Mardin czyli dla nas docelowo. Po drodze zatrzymuje się i kupuje nam batoniki i wodę. Rozmawiamy sporo przez translator. Pan, tak jak wielu innych ludzi których tu spotkaliśmy, jest dumny, że jest Kurdem. Wysiadamy i mamy 2km pod górę na stare miasto. Nasz host Tehlo mieszka na starym mieście w starym, klimatycznym domu. Dostajemy swój pokój, a właściwie niesamowitą komnatę z kamiennym sklepieniem. Jesteśmy zachwyceni. Rozmawiamy chwilę przy herbacie. Pokazuje nam też santur - instrument muzyczny z wieloma strunami, typowy dla Kurdów i Persów. Próbujemy grać i bardzo nam się podoba. Potem nasz host jedzie załatwiać swoje rzeczy, a my wychodzimy pochodzić po starym mieście. Jest niesamowite i robi na nas fajne wrażenie. Krecimy się po wąskich uliczkach, siadamy w knajpce na herbatę. Jedna pani zaprasza nas do domu i daje spróbować wina - mówi, że są wspólnotą Asyryjczyków tu w Mardin. Potem robimy zakupy i wracamy do domu ugotować obiad. Makaron z soczewicą i warzywami. Grunt że ciepły, bo w pokoju mamy 13 stopni. Kuchnia, ubikacja i łazienka są z drugiej strony dziedzińca domu. Cieplej wody na razie nie ma. Za to z tarasu jest piękny widok. A że meczet jest tuż obok to co trochę słyszymy bardzo głośno śpiewy muezina.
22 grudnia
Nasz host miał się z nami spotkać jeszcze wczoraj późnym wieczorem, ale napisał że bedzie jednak późno i spędziliśmy wieczór we dwójkę w naszej komnacie. W nocy zaczęło padać. Rano wyspaliśmy się i koło 12tej wypilismy herbatę z naszym gospodarzem. Na zewnątrz straszliwa mgła - nie widać meczetu, który był 60m dalej. Ruszamy przez stare miasto. Nie widać nic dalej niż 20 metrow. Brodzimy we mgle, miejscami z gpsem. Zastanawiamy się jak tu łapać stopa skoro nie widzimy nawet tego co jest po drugiej stronie ulicy. Na skrzyżowaniach i przejściach stoją policjanci i próbują kierować ruchem i pomagać ludziom przechodzić, ale nawet ich słabo widać. Idziemy kilka kilometrów i już niedaleko końca miasta są światła i zaraz za nimi zatoczka przystankowa. Stajemy przy światłach na początku zatoczki z dużą karteczką "Diyarbakir". Z prawego pasa nas widać, z lewego już słabo. Mamy szczęście, bo po około 20 minutach zatrzymuje się dla nas kierowca jadący do Diyarbakir.